Obudziłam się w białej sali. Dotarły do mnie poprzednie wydarzenia, więc podniosłam się z krzykiem. Niestety, nie widziałam nigdzie drzwi, co jedynie wielkie lustro przede mną, zobaczyłam swoje odbicie.
- Wiem, ze tam jesteście, gnoje! - krzyknęłam i walnęłam pięściami w tafle.
- Uspokój się, proszę, wyśle do ciebie agenta z fotografiami, przejrzyj je proszę, zanim zaczniesz znów wrzeszczeć - usłyszałam monotonny głos. Obok mnie w ścianie ukazały się drzwi, były zamaskowane, bez klamki. Nim rzuciłam się na chłopaka, zdążył położyć fotografie na ziemi i wyszedł. Nawet na nie nie spojrzałam.
- Gdzie Zack?! - krzyknęłam.
- Nie ma go już, Brad go zabił - moje serce stanęło. Usiadłam na łóżku, nie zdolna do jakiegokolwiek ruchu, łzy pociekły po moich policzkach.
- On cię sabotował, miał zamiar stłumić powstanie, zabić resztę ludzi i zabawić się przy tym - głosił bezlitośnie głos. Zasłoniłam uszy i zaczęłam krzyczeć.
- Spójrz na fotografie. Spójrz na fotografie - głos powtarzał coraz głośniej i dobitniej, rzuciłam się po nie i głos ucichł. Płakałam z bólu w uszach i w sobie. Gdy zobaczyłam pierwszą fotografię, zaczęłam krzyczeć. Były na niej dwie martwe postacie, leżące obok siebie, z ranami po kłach. Wypite do cna. Beathin i Anne. Martwe, moja mała siostrzyczka. Martwa. Kopnęłam w fotografie, chcąc ją odsunąć od siebie, jak by miała przestać istnieć. Spod niej ukazało się drugie. Edwin, martwy. Pamiętam jak go przytulałam, jak mnie obronił. Nie, nie, nie.
- Daj jej spokój do cholery! - usłyszałam w głośnikach szamotaninę. Po chwili drzwi się otworzyły.
- Chodź - ten sam ochrypły, niski głos. Nie ruszyłam się, płakałam nad zdjęciami.
- Kto im to...? - postać uklękła przy mnie i poklepała mnie po plecach.
- Zack, twój kochany Zack - odezwał się głos w głośnikach. No jasne, poznałam go, przez cały czas mówił Brad.
- Zamknij się do cholery, przecież ona cierpi - warknął głos koło mnie, pomógł mi wstać i wyprowadzał z sali.
- O to chodzi, zabił wszystkich twoich przyjaciół - zachichotał.
- Zaraz po ciebie wrócę - usłyszałam szept, postać oddaliła się ode mnie szybko, oparłam się o ścianę, kręciło mi się w głowie, było mi duszno. Usłyszałam trzask i dudnięcie.
- Złamałeś mi szczękę, kretynie - niewyraźny głos Brada.
Wrócił chłopak, widząc mnie, podszedł szybko i pomógł mi odejść z stamtąd. Nie obejrzałam reszty zdjęć.
- Przepraszam, myśleliśmy, że jeszcze śpisz - powiedział cicho. Przyjrzałam mu się. Półdługie włosy czarne ze złotymi refleksami, wysoki, bardzo przystojny z ciemnymi brązowymi oczami.
- Czy on naprawdę... Z-z-z... - jego imię nie chciało mi przejść przez gardło.
- Nie chcieliśmy ci tak mówić - wymruczał, udręczony.
- A wy kim...? - głos mi się załamał, było mi bardzo duszno.
- Ja jestem wampirem, jest nas tu mieszanka - wyjaśnił.
- Anne , moja Anne - z oczu popłynęły mi świeże łzy. Znów zrobiło mi się ciemno przed oczami. Osunęłam się w ramionach nieznajomego.
Obudziłam się w jednym z normalnych pokoi. Zwykła sypialnia, duże łóżko, szafa, biurko. Mój umysł był lekko przyćmiony. Próbowałam się skupić, na tym, co tu robię. Niestety, nic mi nie przychodziło do głowy. Zachichotałam. Ktoś wszedł, pamiętałam go. Spojrzał na mnie zakłopotany.
- Czeeeeeść - zamachałam ręką, chichocząc jak głupia.
- Naćpali cię, co za kretyni - walnął się otwartą dłonią w czoło.
- Krety. Gdzie? - schyliłam się, by zajrzeć pod łóżko i świat się zakręcił. Poczułam za plecami twardą podłogę, nie mogłam sobie przypomnieć co ona tam robi. Nagle uświadomiłam sobie, że to pewnie sufit.
- Chodź, pomogę ci wstać - chłopak podszedł.
- Nie. Jestem jak super bohaterka! - krzyknęłam i roześmiałam się.
- Chodź - bez słowa ściągnął mnie z sufitu i położył z powrotem na chmurze. Ale tu było wygonie.
- Lecimy do mojego zamku? - zapytałam go.
- Leż, nie schodź z łóżka, dopóki nie wrócę - doszedł do drzwi. Chciałam sięgnąć po moją koronę i znów spadłam, chichocząc. Usłyszałam czyjeś westchnienie. Wyciągnęłam rękę po moją ozdobę.
- Zostaw, to papier toaletowy - usłyszałam blisko siebie. Na chwile się zdekoncentrowałam, wsłuchując w zachrypnięty głos.
- Czeeeeść - przywitałam się.
- Tak. Cześć - pomógł mi dostać się na chmurkę. Ułożyłam się wygodnie i machałam nogami w powietrzu.
- Latam, latam - śpiewałam pod nosem.
- Może wyjdźmy na świeże powietrze? - za proponował.
- Taaaaak! - rzuciłam mu się w ramiona, złapał mnie, trochę skrępowany.
- Utrzymasz się na nogach? - spytał i przerzucił sobie moją rękę za szyje, łapiąc w pasie.
- Nieeee, możesz mnie nieść - roześmiałam się. Dreptałam powoli. Wyszliśmy na dwór, mijając jakiś ludzi. Otoczyły nas drzewa, był środek nocy, Księżyc wisiał nad nami wysoko.
- Siadaj - wyszeptał i posadził mnie na ławce, siadając obok. Mgła umysłu już się trochę rozrzedzała.
- Co ja tu robię? - zmrużyłam oczy.
- Przyszłaś, przed sekundą...
- Nie co tu robię z tobą, tylko co ja tu ogólnie robię? - zapytałam, walcząc z otępieniem.
- Nic nie pamiętasz? - wystraszył się.
- Pamiętam, ale to wszystko jest jak za zasłoną - zamknęłam oczy i zaczęłam masować skronie.
- Nie chcę cię wystraszyć, nie chce żeby znów zrzucić wszystkiego na raz - odparł z obawą.
- To powoli. Imię, potrzebne mi czyjeś imię - otworzyłam oczy i ujrzałam go przed sobą, patrzącego na mnie z uwagą. Straciłam to, o czym myślałam.
- Zack - wychrypiał, natychmiast oprzytomniłam. No tak, przyjechałam tu z nim. Ale.
- Zabił go - odparłam z przerażeniem.
- Tak - umknął mojemu spojrzeniu.
- Czemu mam wrażenie, że nie powinno mi być przykro - w mojej piersi coś urosło. Poczułam przytłaczające wrażenie.
- Zdradził cię - wyszeptał chłopak, łapiąc mnie za ramiona.
- Nie chodzi o tą zdradę, o której myślę, prawda? - dławiłam się łzami.
- Pamiętasz... zdjęcia? - spytał.
- O boże - przed oczami stanęły mi obrazy. Moja siostra.
- Spokojnie - przyciągnął mnie z wahaniem do siebie.
- Anne, to moja wina - gula w piersi urosła i wybuchłam płaczem, próbując się jej pozbyć.
- Nie twoja wina, po prostu zaufałaś nie temu co trzeba - pocieszał mnie cicho.
- Nie. Mogłam ją ochronić, zabij mnie, proszę - jęknęłam.
- Ne mogę tego zrobić - odparł twardo.
- Ja to zrobię. Nie mogę żyć gdy ona umarła - rozpłakałam się znów.
- Złamałeś mi nos, chuju - usłyszałam obok.
- Słuchaj, należało ci się, za to co jej zrobiłeś, i za to wcześniej też - mruknął, hamując wściekłość.
- Co zrobiłeś? - zapytałam hardo, spojrzałam na zadowolonego Brada.
- Obserwowałem tą waszą szkołę, chciałem do ciebie, kochanie wparować. Ale twój kochaś mnie uprzedził - roześmiał się paskudnie.
- Jak długo...? - spytałam.
- Widziałem jak ją mordował. Krzyczała twoje imię, skarbie - roześmiał się. Poczułam jakby wszystko ze mnie wyparowało, całe życie. Ledwo zauważyłam, że obok mnie zerwał się chłopak i zaczął okładać pięściami Brada.
Zbiegli się inni.
"Krzyczała twoje imię. Mordował. Mordował. Mordował." - przestałam oddychać.
;_;
OdpowiedzUsuńPopłakałam się ! Co ten Zack zrobił ?! Zabije skurwysyna ! Ale nie... On już nie żyję...
Czekam na c.d. <33333333333333
"- Nie ma go już, Brad go zabił - moje serce stanęło. Usiadłam na łóżku, nie zdolna do jakiegokolwiek ruchu, łzy pociekły po moich policzkach."
OdpowiedzUsuńA ja razem z nią.
Zakochałam się w Twym opowiadaniu...
Egh...
I to jest bardzo żenujące, ponieważ teraz zniżam się do poziomu -100
Czy taka osoba doświadczona w pisaniu zechciałaby zajrzeć na mego bloga?
http://my-korean-story.blogspot.com/
Oczywiście. : ) Dziękuję bardzo , to dla mnie wiele znaczy. ; )
UsuńCzytam dopiero teraz niestety, bo nie miałam wcześniej zbytnio czasu.
OdpowiedzUsuńŚwietne, świetne, świetne. Kurde Zack nie żyje. Czemu? Ale jak on mógł zrobić coś takiego. Przecież obiecał... Ehhh. Czekam na dalszą część. :)
46 years old Executive Secretary Oates Rixon, hailing from Cold Lake enjoys watching movies like Claire Dolan and Rowing. Took a trip to Boyana Church and drives a XF. Przydatne zasoby
OdpowiedzUsuń