czwartek, 2 sierpnia 2012

Rozdział 6

- Jestem brudna? - spytałam z nadzieją. Roześmiał się.
- Niee, myśl dalej - nachylił się. Moje serce momentalnie przyśpieszyło i zdolność logicznego myślenia przepadła.
- Eeee... Ale... - próbowałam się bronić. Spojrzał mi głęboko w oczy.
- Nie broń się przed tym - wyszeptał.
- Nie bronie ... - oburzyłam się i próbowałam wyślizgnąć.
- A to co ma być? - zaczął mnie łaskotać.
- P-p-puszczaaaj - śmiałam się. Nagle przestał i rozejrzał się uważnie po mieszkaniu.
- Ktoś jest w mieszkaniu - wyszeptał i podniósł się szybko. Zaalarmowana podniosłam się za nim. Faktycznie, usłyszałam oddech, a nawet więcej, wokoło domu.
- O nie... - jęknęłam.
- Chyba nam nie uwierzył - mruknął Zack.
- To nie on - powiedziałam, gdy za oknem rozpoznałam jedną z ludzkich twarzy.
- A kto?
- Mój były chłopak - mruknęłam i w tym momencie drzwi się otworzyły a przez nie wszedł wysoki blondyn ze szramą na pół twarzy, która nadawała mu groźny wygląd. Jego ciemno niebieskie oczy świdrowały mnie, by zaraz potem przenieść się na Zack'a.
- Teraz się z wampirem bujasz? Nisko upadłaś - roześmiał się, chłopak obok mnie chciał zakryć mnie swoim ciałem, ale mu nie pozwoliłam. Podeszłam do Brad'a i wymierzyłam mu siarczysty policzek.
- Mówiłam ci już. Nie waż się wracać, pamiątka nie wystarczyła za przestrogę? - wskazałam jego szramę. Zrobiłam ją nożem, gdy próbował mnie zgwałcić.
- Jak widać nie. Jeszcze raz mnie dotknij to połamie ci te wampirze rączki. Widziałem cie, po cholerę się do nas zwracasz o pomoc. Czyżby twój nowy koleżka pragnął cię skrzywdzić - roześmiał się gardłowo.
- Nie bardziej niż ty - krzyknęłam.
- Wyjdź - usłyszałam zza siebie, po plecach przeszły mi ciarki. Ton głosu Zack'a był nie do wytrzymania, dookoła zrobiło się ciemno, światła zamrugały i zgasły. Brad ucichł.
- Nie rozkazuj mi wampirze. Mam w dupie takie gryzonie jak ty - powiedział obojętnie.
- Wyjdź, albo cię wyniosę. Martwego - ostatnie słowo zadźwięczało mi w uszach. Cofnęłam się i oparłam o ścianę.
- To nie ja zaraz będę martwy, tylko ona - Zauważyłam błysk przed sobą, a potem ktoś pociągnął mnie w drugą stronę. Obok mnie w ściane wbił się srebrny kołek. Usłyszałam warknięcie i cień obok mnie rzucił się na przybyłego. Otępiona zamrugałam. W momencie gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zarejestrowałam, że ludzie Brada, próbują dostać się do mieszkania. Zacisnęłam pięści i ruszyłam na nich. Jednego wchodzącego oknem, potraktowałam z buta w twarz, a ten odleciał do tyłu. Zatrzasnęłam okno. Większość nie robiła sobie takich problemów i napływała drzwiami. Zatrzasnęłam je, i porywając z blatu nóż, zamierzyłam się. W ostatniej chwili zauważyłam jak w moją stronę biegnie niski brunet. Zatrzymałam jego rękę, przed swoją klatką piersiową. Poczułam ogromny ból w dłoniach, gdy złapałam za srebro. Z całej siły odrzuciłam go do tyłu, a on uderzył o drzwi z łoskotem. Ręce mnie piekły ale zdążyłam się uchylić przed kolejnym atakiem. Złapałam za szklaną figurkę i roztrzaskałam ją na głowie innego. Opadałam z sił. Nagle poczułam jak pali mnie bok. Z rykiem kopnęłam kobietę stojąca za mną i upadłam. Jęczałam z bólu. Ku mojej radości, wszyscy się wycofywali. Przytomni wytargali na zewnątrz kompanów. Potem podbiegł ktoś do mnie, złapałam za jeden z odłamków figury, ale wypuściłam ją z rąk, gdy dostrzegłam że to Zack.
- Nic ci nie jest? - z jękiem wskazałam na bok i dłonie. Warknął i wstał. Potem przytargał do mnie na wpół przytomnego Brada. Odsłonił mu szyje.
- Pij, krew cię wyleczy - otworzyłam szeroko oczy i pokręciłam głową. Nie byłam w stanie sę ruszyć. Ten złapał za odłamek i zadrapał nadgarstek Brada.
- Bardzo nisko... upadłaś - wychrypiał chłopak. Wkurzyłam się i wbiłam kły w jego nadgarstek pijąc łapczywie. Wiedziałam, że robiąc to w ten sposób zadaje mu ból. Miałam to gdzieś. Gdy poczułam przyjemne ugaszenie pożaru w gardle i miejscach skaleczenia, odepchnęłam go od siebie. Stracił przytomność.
- Żyje, co z nim zrobimy? - zapytał mnie Zack.
- Wypuść go - powiedziałam. Wytargał go na zewnątrz a ja przeniosłam się na kanapę. Czy miał racje? Upadłam aż tak nisko. Nie. Ratowałam przyjaciół i wrogów, gdy on ich zabijał. To ja byłam po dobrej stronie. Do domu wszedł Zack i skierował się do łazienki by umyć ręce z krwi. Podniosłam się i zaczęłam sprzątać bałagan. Po kilku chwilach poddałam się, bo tego było za dużo. Stanęłam i wpatrywałam się w srebrny kołek w ścianie. Był rozmiarów mojej ręki. Podejrzewam, że gdybym dostała tam, gdzie napastnik zamierzał, umarłabym. Ciarki przeszły mi po plecach, wzdrygnęłam się. Nagle poczułam jak ręce chłopaka obejmują mnie w pasie i przyciągają do siebie. Pozwoliłam mu na to.
- Mało brakowało - wyszeptałam i przylgnęłam do niego.
- Nie dam cię skrzywdzić nikomu - powiedział złowróżbnie. Przypomniałam sobie jego ton do Brad'a.
- Co miałaś na myśli mówiąc, że nie krzywdzę cię tak jak on? - zapytał cicho.
- Próbował mnie zgwałcić i oberwał nożem - skróciłam historię. Spiął się.
- Jesteś pewna, że mam go tam zostawiać? - spytał wściekle, odwróciłam się, patrząc mu głęboko w oczy.
- Tak, wolałby umrzeć, nie dostanie tego przywileju - mruknęłam i spuściłam wzrok. Zack dotknął mojego policzka.
- Teraz jesteś brudna - wymruczał. Temperatura w pokoju nagle wzrosła. Powoli uniosłam wzrok i napotkałam ciemne, mocne spojrzenie, bardzo blisko mnie. Zaczęłam szybciej oddychać, serce waliło mi jak młotem. Pchnął mnie lekko na ścianę za mną, obok kołka. Ale przestałam o nim myśleć gdy sam Zack przysunął się, przyciskając mnie do niej. Jedna jego dłoń zawędrowała na moje plecy pod bluzką a druga objęła za szyje. Oparłam ręce na jego torsie. Westchnęłam, na co on warknął wpijając się w moje usta. Całował mnie głęboko, czułam jakbym traciła grunt pod nogami. Jęknęłam i moje ręce zawędrowały pod jego bluzkę. Przycisnął mnie jeszcze bardziej i pogłębił pocałunek. Praktycznie jęknęłam mu w usta. Zetknęliśmy się biodrami i poczułam, że jak zaraz tego nie przerwę to nie ma mowy, żebyśmy cos załatwili tej nocy.
Nagle on, jakby czytał mi w myślach, oderwał się ode mnie i oparł ręce po obu stronach mojej głowy, spojrzał na mnie gorącym spojrzeniem.
-Mamy świat do uratowania - pokiwałam głową, nie ufając głosowi. On wziął wdech i uśmiechnął się.
- Z czego się cieszysz? - zapytałam nagle. Gdy napięcie trochę opadło.
- No bo widzisz. Gdy się nie opierasz, może być bardzo przyjemnie - wymruczał. Zrobiło mi się gorąco.
- Chodźmy już - popędziłam go.
- Jeszcze chwila - złapał mnie w pasie i pocałował raz jeszcze, tym razem delikatnie, by po chwili mnie puścić.
- Ruszamy - zawyrokowałam.

4 komentarze: