czwartek, 19 lipca 2012

Rozdział 4


- Tak - mruknął, zmniejszając odległość między nami. Spuścił wzrok na moje usta. O Boże, pomyślałam, on zaraz mnie pocałuje. Początkowa faza radości i podniecenia minęła, gdy przypomniałam sobie kim jest. Ufać mu, to jedno, całować z nim, to drugie.
- Zmęczona jestem, chyba się prześpię - odsunęłam się i położyłam na poduszkach. On zawiedziony i smutny wbił wzrok w dywan.
- Tak chyba będzie najlepiej - wstał.
- Chyba tak - zamknęłam oczy, by się nie rozpłakać. Po chwili usłyszałam jak wychodzi. Pojedyncza łza wymknęła mi się spod powieki. To nie możliwe, by kochać kogoś, kogo gatunek zabił moją rodzinę. Kto jest innym gatunkiem niż ja. Wiedziałam, że to nie może się udać. Ale nie mogłam nic poradzić na to, jak się czułam. Odrzuciłam go. Znów zachciało mi się płakać, więc szybko przemieściłam się do łazienki i tam dałam upust swoim emocjom.
Nagle usłyszałam ciche stukanie, gdzieś na dole. Zaciekawiona, podniosłam się, doprowadziłam do porządku i zeszłam na dół sprawdzić kto to. Nie zastałam nigdzie Zack'a, więc otworzyłam drzwi z myślą, że to właśnie on.
- Przyprowadziłam ci... - zaczęła wysoka, niebieskooka blondynka ubrana w czarny strój ze spandeksu.
- Zack... wyszedł - wyjąkałam. Z daleka można się było domyśleć, że to wampirzyca. Ale przeraził mnie fakt, że obok niej, chwiała się na wysokich obcasach drobniutka brunetka. Widać było, że jest już po jednym ugryzieniu. Była blada, miała zapadnięte, puste oczy i nie miała siły by walczyć.
- O. Widzę, że załatwił sobie pożywię... koleżankę. Czyli ta - wskazała głową na człowieka - nie będzie potrzebna - w jej oczach błysnęło coś w rodzaju ślepej pasji zabijania.
- Nie, nie! Kazał przekazać wszystkich mnie - powiedziałam.
- Doprawdy? - blondynka zerknęła na mnie uważnie, z pod półprzymkniętych powiek.
- Tak. Wieczorem chce... się zabawić. Zrobić wielką wyżerkę. Emm. Inne już są zamknięte w... pokoju na górze. Czekamy tylko na naszego pana - wymyśliłam na poczekaniu. Wampirzyca szeroko otworzyła oczy z zaskoczenia.
- Niech ci będzie. Zapytaj czy nie chce jednak wrócić do RWD. Dzięki - pchnęła na mnie nieznajomą, odwróciła się na pięcie i ruszyła kręcąc biodrami.
Zachowując się cicho, zaprowadziłam, ledwo przytomną dziewczynę do łóżka, podałam jej jedzenie i wodę.
- Dziękuję - wychrypiała i zapadła w sen. Zeszłam do kuchni, by wypić coś ciepłego i powstrzymać wymioty. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Chwilę potem usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Rozpoznałam Zack'a.
- Niestety, nie możemy współpracować. Nie zaufam ci - powiedziałam. Głos mi się trząsł, mimo, że wcześniej przećwiczyłam w myślach tą rozmowę setki razy.
- Jeśli to przez to... co chciałem, to możemy o tym zapomnieć. To znaczy ty możesz - poprawił się. Usiadł na przeciwko mnie i spojrzał mi smutno w oczy.
- Nie chodzi o to! - zaoponowałam, w dostrzegłam że po jego twarzy przeszedł cień nadziei.
- A o co? - zaciekawiony uniósł brwi.
- Okłamałeś mnie. Że nie żywisz się ludźmi jak nie musisz. A sexy blondyna w spandeksie przynosi ci obiady w postaci człowieczych nastolatek - warknęłam.
- Przyszła?! Nic nie rozumiesz - powiedział zaskoczony i wściekły.
- Oświeć mnie.
- Prawda, przyprowadza od czasu do czasu jakieś nastolatki, ale ja je odsyłam. Rozumiesz? Wysyłam je do mojego przyjaciela, który zbiera armię przeciw wampirom. Pomagam im dojść do siebie, daję wybór czy chcą dołączyć, czy wrócić i znajduje bezpieczny transport na miejsce - powiedział i spojrzał mi prosto w oczy.
- Jak bardzo "pomagasz im dojść do siebie"? - pytam sfrustrowana.
- Zazdrosna jesteś? - uśmiechnął się chytrze.
- Oczywiście, że nie! - skłamałam i zdradziłam się rumieńcem na twarzy.
- Spokojnie. A zresztą, potrzebuje by Kate myślała, że jestem zły - wyjaśnił.
- Wampirzyca-sam-sex? - zacisnęłam usta na wspomnienie jej.  
- Tobie do pięt nie dorasta. Wole takie skromne, ale jednak sexy - uśmiechnął się lekko i przyciągnął moje spojrzenie. Straciłam mowę.
- D-d-dlaczego? - zapytałam oniemiała.
- Bo kocham gdy kobieta jest...
- Nie! Pytam dlaczego ma myśleć, że jesteś zły - przerwałam mu szybko. Zachichotał.
- Bo to papla, dzięki niej, wiem co się dzieje w RWD - położył ręce przed sobą wyciągając je do moich, splecionych na stole.
- T-to dobrze. P-p-przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam - powiedziałam i pochyliłam się lekko.
- Możesz mi to wynagrodzić - wyszeptał i spojrzał na moje usta. Sparaliżował mnie. Wszystkie moje zasady, które budowałam, przez tyle lat, przelatują mi przed oczami.
- Jak? - zapytałam głupio i odruchowo zwilżyłam usta.
- Już ty wiesz jak - pochylił się bardziej i położył mi rękę na karku. Potem powoli przyciągnął mnie do siebie. Nasze usta się złączyły. Oddałam pocałunek z żarliwością, nie podobną do mnie.
- Kobieto, oszaleje przez ciebie - wyszeptał. Wplotłam mu palce we włosy i pogłębiłam pocałunek zapominając o całym świecie. Nagle poczułam ostry ból w plecach. Straciłam kontakt z rzeczywistością. Ból przygwoździł mnie do podłogi, sparaliżowana wciągam spazmatycznie powietrze.
- O Boże! Przepraszam! Myślałam, że to ta druga! - słyszałam jak gorączkowo wszystko przesuwają. Cały świat wirował mi przed oczami. Czułam mokrą podłogę pode mną. Zastanawiałam się, kto ją umył.
- Rose! Rose! Nie, błagam! - usłyszałam i ciemność zasnuła mi wszystko przed oczami.
Czułam jak pływam-Pływam w basenie pełnym krwi. Wszędzie krew. Nad basem unosi się chmura. Pada deszcz. Usiłuje spłukać krew, ale ta usilnie powraca. Chce namierzyć skąd, chce uratować basen. Nie mogę znaleźć, padam z wykończenia. Unoszę się na tafli wody, zauważam, że cała krew pochodzi ode mnie. Potem znów zapada ciemność.
Gdy otworzyłam oczy, poczułam straszne palenie w gardle. Zaschło m w ustach a żołądek i głowa bolała. Leżałam w sypialni Zack'a. On siedział obok mnie z zatroskaniem mi się przyglądał. Poczułam ciepło bijące od niego. Roztaczał wokoło siebie przyjemną woń.
- Jak się czujesz? - spytał cicho, grobowym głosem. Nie mogłam nic powiedzieć, ssało mnie od środka. Usiadłam na łóżku, nagle poczułam wielki ból, krzyknęłam. Chłopak przysunął się do mnie i sięgnął ręką do moich włosów. Kątem oka zauważyłam jego nadgarstek i nim zdążyłam się powstrzymać, złapałam go za rękę i wbiłam zęby w żyły. Nie, nie zęby. Byłam tak przytłoczona bólem, że nie poczułam jak wysuwają mi się kły. Zaraz. Co?
- O Boże! - wymamrotałam i odsunęłam się jak najdalej od Zack'a. Siedział, wpatrując się we mnie ze współczuciem.
- Proszę - podał mi woreczek z krwią. Odsunęłam się jeszcze bardziej, gdy dotarła do mnie cała ta sytuacja.
- Nie, nie, nie, nie - powtarzałam jak mantrę. To nie możliwe. Nie mogłam w to uwierzyć. Znów dostałam bolesnego skurczu, wiedziałam, że następnego ne wytrzymam.
- Musisz - potwierdził moje obawy chłopak.
- Wyjdź - nie zareagował - WYNOCHA! - wrzasnęłam. Posłuchał. Zamknął za sobą drzwi. Słyszałam jego oddech za drzwiami, nierówny, pełen ukrywanego cierpienia. Jego bicie serca, rytm, w którym płynęła jego...
Chwyciłam się z jękiem za żołądek i rozszarpałam zębami woreczek, osuszając go. Potem zapadłam w nagły sen.
Gdy się obudziłam, byłam w innej pościeli, lecz tym samym pokoju. Obok siebie zastałam Zack'a.
- Jak się czujesz? - nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się tępo w ścianę obok mnie. Westchnął i wyszedł. I tak minęły trzy pierwsze dni. Nic nie jadłam, nic nie piłam. On chodził i sprawdzał jak się czuję. Nie spałam, nie oddychałam, nie mrugałam. Wpatrywałam się w ścianę, układając sobie wszystko. Próbowałam ogarnąć ostatnie wydarzenia. Nie mogłam się przyzwyczaić do tego, że wszystko słyszałam, czułam, wdziałam. Każdy szczegół. Każdy ruch. Śledziłam wampira zmysłami. Miałam ochotę na krew, ale jej nie potrzebowałam. Więc nic nie robiłam. Siedziałam. W trzeci dzień, gdy zapadł zmrok, zorientowałam się, że tracę czas. Mimo że byłam... wampirem, nadal musiałam uratować mój... były gatunek. Moją siostrę. A kto nie pokona wampirów lepiej, niż wampir. Zamrugałam i wzięłam wdech. Nie jestem człowiekiem, ta myśl przeleciała mi przez głowę, jestem bestią. I po raz pierwszy wybuchłam gorzkim, rozrywającym ciało płaczem. W moment pojawił się w sypialni Zack. Usiadł powoli i ostrożne koło mnie i jednym ruchem przyciągnął mnie do siebie. Potrzebowałam tego dotyku, pocieszenia, potrzebowałam go. Oparłam głowę o niego, a on leciutko głaskał mnie po włosach.
- Przepraszam - powiedział mi do ucha.
- Za co? - wyjąkałam, dziwnym głosem.
- Gdybym nie wypił z ciebie tej małej ilości i nie użył swojej śliny i krwi do uleczenia cię, nie byłabyś wampirem.
- Ale umarłabym, to było jedyne wyjście. Dlaczego to zrobiła? - zapytałam. Nie słyszałam jej przez ten cały czas.
- Mówiła, że cię pomyliła z kimś, ale ja w to nie wierze. Wyczułem, że kłamie. Wyrzuciłem ją. Możliwe, że już nie żyje - warknął złowróżbnie. Uścisnął mnie mocniej. Siedzieliśmy tam długo. Rozmawiając o wszystkim i o niczym. Potem podniosłam się szybko.
- Chodź. Szukamy sprzymierzeńców. Nie zmarnujemy więcej czasu! Jak nie my, to kto? - zapytałam i ruszyłam z pokoju. Chłopak podniósł się z łóżka, uśmiechając szeroko.

Rozdział 3


Wyszłam, by po chwili zawrócić.
- Niech cię szlag, wampirze - mruknęłam mijając go, zajęłam miejsce w kuchni. Zack ze śmiechem zamknął drzwi i usiadł obok mnie.
- No więc? - spytał i pochylił się w moją stronę z ciekawością. Czarna grzywka opadła mu trochę na oczy.
- Nooo... O czym to...? A, wiem - wkurzyłam się na siebie za nie zachowanie czujności - na granicach miast znajdują się resztki stowarzyszeń, które się grupują, by was pokonać. Dodatkowo w miastach powstają akcje powstańcze, oczywiście wszystkie szybko tłumione, ale ludzie chcą się łączyć. Oczywiście, większa część zamiast walczyć, chowa swoje wystraszone dupy po piwnicach. Ale wracając do tematu trochę nas jest. Mało tego w... jednym miejscu znajduję się zakład, w którym szkoleni są wojownicy. Wszystko jest bardzo tajne, więc nawet ja nie wiem gdzie to jest. Ale co jakiś czas ktoś dołącza - skończyłam mówić i przyłapałam się na tym, że jestem tak samo pochylona w jego stronę. Patrzyłam mu prosto w czarne oczy, które miały teraz skupiony wyraz.
- Słyszeliśmy o was, bynajmniej jak byłem w RWD. Ale wtedy nie mieliśmy pojęcia, gdzie was szukać - przyznał.
- Jak chcesz zorganizować powstanie? - zapytałam.
- Zbiorę ludzi i wampiry...
- Zbierzemy - poprawiłam go natychmiast.
- Chcesz współpracować z wampirem? - zapytał, pochylając się jeszcze bardziej i mrużąc oczy. Zaparło mi dech w piersi. Nie wiedziałam dlaczego, czułam na twarzy jego lodowaty oddech, ale coś mnie do niego ciągnęło. Nagle przed oczami stanęła mi scena, gdy wampir rozrywał gardło mojej bezbronnej matce.
- Muszę - poprawiłam go i czym prędzej wyprostowałam się na krześle. Przez chwile wyglądał na zawiedzionego, ale późnej również się wyprostował.
- No więc zbierzemy ludzi i wampiry, i zaczniemy w miejscu głównej siedziby RWD. Zdajesz sobie sprawę, że musimy wszystkich zorganizować. To będzie wymagało poświęceń i obustronnego zaufania - powiedział ostrożnie.
- Wiem. Zdaje sobie z tego sprawę, ale jeśli nie ma innego...
- Wyjścia?! Owszem jest. Możesz stąd wyjść i wracać tam, skąd przyszłaś. Rozumiem to, co mój gatunek wyrządził tobie i twojej rodzinie. Ale nie zachowuj się jakbym ja to zrobił, okey? Mam powyżej uszu...
- Ja?! Wybacz, mam lekką traumę bo zabiciu moich rodziców na moich oczach! - krzyknęłam i wstałam, wywalając krzesło do tyłu.
- Wiem przez co przeszłaś, więc może zachowaj się dojrzale! A nie porównujesz wszystkich pod jedną kreskę! - stracił panowanie nad sobą i również podniósł głos.
- Mam do daleko w dupie! Zasłużyliście sobie, więc nie zgrywaj teraz niewiniątka!
- Chce ci pomóc! To takie ciężkie do zrozumienia?! - Wkurzona postanowiłam wyjść z kuchni, lecz otworzyłam nie te drzwi i do domu wpadło trochę słońca. Usłyszałam syk i przekleństwo i zamknęłam szybko drzwi. Niestety było za późno. Zack leżał na podłodze a skóra w miejscu, gdzie padło słońce była mocno zaczerwieniona i skwierczała.
- O Boże! Przepraszam! - krzyknęłam. Podbiegłam do zlewu i nalałam do miski zimnej wody. Chlusnęłam nią wszystkie zaczerwienione miejsca. Niestety wampir był ledwo przytomny. Przypomniało mi się, że mój pokój nie miał żadnych okien. Wykorzystując wszystkie swoje siły wciągnęłam go do pokoju i położyłam na łóżku. Wiedziałam co się stanie, będzie w stanie śpiączki dopóki się nie pożywi.
- Jasna cholera! - zaklęłam i kopnęłam w nogę łóżka. Nie pomoże mi nie przytomny. Ale gdzieś w sobie polubiłam go. Moje nieproszone sumienie dało mi się we znaki, przypominając, że to przeze mnie tak leży. Bo musiałam zachowywać się jak gówniara w podstawówce. Zeszłam do kuchni. Siedziałam tam do południa, nasłuchując i czekając na cud.
            Niestety ten, jakoby się nie zjawił, więc zjadłam coś, wzięłam prysznic i poszłam spać na kanapie w salonie. Obudziłam się późnym wieczorem. Wstałam szybko, obawiając się, że muszę się zająć dziećmi. Dopiero potem zrozumiałam, że ich zostawiłam. Poczułam ukłucie w sercu. Nie miałam pojęcia co robić. W głowie świtał mi pewien pomysł, ale za każdym razem go odrzucałam, niepotrzebnie przedłużając czas, którego gatunek ludzki ma mało. W końcu poddałam się.
            Przeanalizowałam sobie wszystko. Postanowiłam zaufać Zack'owi, odkładając uprzedzenia i zmartwienia. Wzięłam wdech. Wmaszerowałam do kuchni zdecydowana. Sięgnęłam po jeden z noży i miskę. Wzięłam to ze sobą na górę. Tam po dziesięciu minutach wpatrywania się w śpiącego wampira i jego rany, trzęsącą się dłonią, próbowałam zrobić ranę. Nie wyszło mi to.
- Kurwa, poświęcałam się. Tyle przeżyłam a boje się ranki? - powiedziałam sama do siebie, cicho. Zagryzłam wargi i zrobiłam cięcie na nadgarstku. Nic na początku nie bolało - byłam w szoku. Szybko lecąca krew wypełniła miseczkę. Przystawiłam ją do ust Zack'a, odsuwając od siebie mdłości. Zaczął pić, szybko i łapczywie. Po opróżnieniu połowy otworzył oczy szeroko, nabiegły krwią, ale się nie odsunęłam. Postanowiłam być dzielna. Usiadł i dopił resztę. Potem zamknął oczy i skrzywił się. Gdy je otworzył, spojrzał na mnie zaskoczony i poweselały lekko. Próbowałam otworzyć usta wszystko mu wyjaśnić, ale przed oczami zaczęło mi się robić ciemno. A od ręki odchodziło nieprzyjemne zimno. I poczułam mocny ból w nadgarstku.
- Przecięłaś tętnice - usłyszałam gdzieś z daleka. Potem poczułam ciepłe usta osłaniające ranę, uśmierzające ból. Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy.
Ból głowy rozsadzał mi czaszkę. Przypomniałam sobie nagle ostatnie wydarzenia i otworzyłam oczy.
- Powoli, straciłaś dużo krwi - lekko pchnął mnie na łóżko.
- O matko. Ale mnie głowa boli - złapałam się za głowę i zmrużyłam oczy. Koło łóżka z ciemnoczerwoną pościelą siedział Zack. Ubrany był w czarne spodnie i opięty t-skirt. Lekko uśmiechnięty z grzywką na oczach, którą odgarniał sfrustrowany.
- Ładnie - uśmiechnął się szerzej.
- Z czego się cieszysz pacanie? - mimo woli też się uśmiechnęłam.
- Nie wiem od czego zacząć, żebyś nie zaczęła mnie bić...
- Czemu miałabym?
- Miałaś strój we krwi, więc musiałem... - z jękiem spojrzałam pod kołdrę. Leżałam w swojej bieliźnie ale jego koszulce z Black Sabbath.
- Nie kończ... Gdyby nie bolała mnie głowa... - między nami zawisła groźba. Roześmiał się.
- Pomogłaś mi - powiedział w końcu poważnie, gdy już się uspokoił.
- Przypaliłam cię - poprawiłam go. Zszedł z krzesła i usiadł na łóżku obok mnie. Spojrzał mi w oczy.
- Dałaś mi pić swoją krew - przypomniał.
- Zaufałam ci w końcu. I tak długo się z tym grzebałam, muszę uratować ludzi i... - chciałam powiedzieć, że go polubiłam, ale wycofałam się w ostatniej chwili.
- I...? - przybliżył się jeszcze. Serce zaczęło mi mocniej bić.
- I to przeze mnie było - wyjąkałam.
- Boisz się mnie? - spytał, podnosząc jedną brew.
- Nie - zaprzeczyłam szybko, samą siebie zaskakując.
- To czemu wali ci tak serce? - złapał mnie za nieobandażowany nadgarstek. Od jego dotyku moje tętno przyspieszyło jeszcze bardziej. Szukałam w głowie dobrego wytłumaczenia.
- W-widziałeś m-mnie prawie n-nago - powiedziałam w końcu, cała się rumieniąc. Roześmiał się tak głośno, że podskoczyłam.
- Twoje stringi niewiele pozostawiały dla wyobraźni, więc możesz śmiało powiedzieć że nago - mruknął. Szczęka mi opadła i zarumieniłam się jeszcze bardziej.
- Nie musiałeś się przyglądać! - fuknęłam speszona jeszcze bardziej go rozbawiając.
- Wybacz, ale mimo tego że jestem wampirem, te części od pasa w dół, nie są martwe. Wręcz przeciwnie - spojrzał na mnie, gorącym wzrokiem. Serce mi przyspieszyło i zabrakło mi słów. Na szczęście w porę zaburczało mi w brzuchu.
- Leż i nabieraj sił a ja skocze zrobić ci coś do jedzenia - nadal się zaśmiewając wyszedł z pokoju.
Potem w spokoju zjadłam naleśniki, gdy on zajmował się palmami po krwi.
- Zjadłaś? - zapytał, wsuwając głowę do pokoju.
- Tak, co to za pokój? - zapytałam, podziwiając bordową tapetę i ciemny regał.
- Moja sypialnia, ale jak się domyślasz, nie muszę z niej korzystać - roześmiał się.
- Długo już jesteś...? - zaczęłam.
- Od trzech lat. Niedługo i pewnie dlatego mam jeszcze ludzkie zapędy. Ale uwierz mi, bycie wampirem ma minusy, ale również mnóstwo plusów, więc nie narzekam - przerwał, by sprawdzić moją reakcję, siedziałam uśmiechnięta.
- Pewnie masz rację. Moglibyśmy się dogadać - puścił mi przelotne spojrzenie - mam na myśli nasze gatunki - poprawiłam się szybko.
- Oczywiście, ja w to nie wątpię - znów poprawił grzywkę.
- Przeszkadza ci? - spytałam.
- Co? Aa. No może trochę, ale wampirom włosy nie rosną, jak coś źle obetnę tak już zostanie - wytłumaczył się.
- Przynieś nożyczki - rozkazałam wielkodusznie, uniósł jedną brew, ale spełnił moją prośbę. Gdy wyszedł ześlizgnęłam się z pościeli i otworzyłam pierwszą szufladę jaka była w komodzie najbliżej. Same koszulki i podkoszulki. Otworzyłam następną i usłyszałam chichot za sobą.
- Ja... Szukałam jakiś spodenek - oblałam się rumieńcem. Stałam w samych majtkach i jego koszulce. Zajrzałam do otwartej szuflady - bokserki.
- Jasne, jasne - roześmiał się. Podszedł do innej półki, wyjął z szafki parę spodenek i rzucił mi je. Czym prędzej je założyłam, starając się za wiele nie odkrywać, co oczywiście było marnym zabiegiem.
- Dziękuję - powiedziałam speszona.
- Nie musiałaś się tak spieszyć - spojrzał na mnie przenikliwie, gorącym wzrokiem. Poczułam jak po ciele rozchodzi się ciepło.
- Siądź na tym krześle, i nie ruszaj się - poprosiłam szybko. Zrobił to. Weszłam do łazienki po trochę wody. Gdy wyszłam, Zack siedział identycznie. Zmoczyłam mu grzywkę. I pochyliłam się by troszeczkę ją dociąć. Poczułam jak łapie mnie za nadgarstek.
- Wiesz co robisz? - spytał. Roześmiałam się.
- Boisz się o swoją fryzurkę, wampirku? Musisz mi zaufać - uśmiechnęłam się chytrze.
- Dobra - puścił mnie i wpatrywał się we mnie swoimi magnetycznymi oczami.
- Ee. Nie patrz się tak, bo mnie wytrącasz z równowagi - powiedziałam, nim zdążyłam się pohamować.
- Okey - w jego głosie słychać było, że powstrzymuje chichot. Powoli podcinałam mu grzywkę, centymetr od wysokości oczu. Gdy prawie skończyłam, zauważyłam, że pochylając się, pokazuje cały dekolt Zack'owi, który bezczelnie z tego korzysta. Wyprostowałam się szybko.
- Już? - spytał zawiedziony. Walnęłam go lekko w głowę.
- Tak już, zboczeńcu - powiedziałam i odwróciłam się szybko by wypłukać nożyczki, lecz w tym momencie zakręciło mi się w głowie i wpadałam prosto w ramiona Zack'a.
- Jeszcze się nie zregenerowałaś - powiedział poważnie i złapał jedną ręką za nogi a drugą w pasie i podniósł mnie.
- Co ty wyprawiasz? - z rąk wypadły mi nożyczki i złapałam się kurczowo szyi chłopaka. Stał tak przez chwilę, po czym przeniósł mnie na łóżko.
- Leż i nie wstawaj - zasugerował, w mgnieniu oka sprzątnął nożyczki i cały bajzel. Usiadł na łóżku koło mnie, podpierając brodę rękami.
- Mam do ciebie pytanie. Jak udało ci się zatamować krwotok? - wskazałam na bandaż na nadgarstku. Ku mojemu zaskoczeniu, wziął moją rękę i przystawił sobie do ust. Spoważniał.
- Wampiry mają w ślinie coś, co szybko goi rany. Musiałem trochę z ciebie wypić, żeby rana mogła się w pełni zagoić - przyjrzał się uważnie białej otoczce i zaczął ściągać bandaż. Odwinął go w całości i uśmiechnął się.
- Zobacz - pokazał mi miejsce gdzie była rana od noża, nie było tam nawet śladu po czymkolwiek.
- Dziękuję to... miło z twojej strony - wydukałam. Za chwilę podstawił mi pod nos swoje ramię.
- Nie musisz dziękować, twoja krew uleczyła mnie - pokazał mi miejsca, gdzie były ślady po ugryzieniach. Jego skóra była blada, ale gładka w tym miejscu. bezwiednie przesunęłam po niej palce, sprawdzając jaka jest w dotyku. Spojrzał mi w oczy. Miałam wrażenie, że przysunął się lekko do mnie. Moje serce przyspieszyło.
- Czyli jesteśmy kwita - mój cichy głos przerwał milczenie.

Rozdział 2

- Ja też nie - przyznałam się. Ogarnął mnie strach.
- Czuję to. Nie bój się, na razie nic ci nie zrobię - roześmiał się na całe gardło. Spojrzałam na niego cierpko.
- Nie boję się o siebie - wyjaśniłam. Lekkie zaskoczenie wykrzywiło jego rysy.
- Ohh rozumiem. Ja dotrzymuje umowy - mruknął i podniósł ręce do góry. Zmarszczyłam brwi. Wampir, zabójca zachowywał się jak... człowiek.
- Gdzie chcesz mnie wywlec? - zapytałam, zganiając niepotrzebne myśli na drugi tor.
- Do mnie - uśmiechnął się.
- Do... gdzie? To wy macie jakieś mieszkania? - zapytałam zaskoczona znów go rozbawiając.
- A co myślałaś? Że żyjemy w głuszy? - odpalił silnik i ruszył z piskiem opon, zwracając na siebie uwagę całej okolicy. Skrzywiłam się.
- Musiałeś? Nie wiem gdzie żyjecie. Byłam zbyt zajęta walką o życie, żeby badać wasz styl życia - mruknęłam i zapatrzyłam się, jak z wielką prędkością mijaliśmy przesiąknięte krwią miasta.
- To możesz być zadowolona - powiedział po dłuższej chwili. Na początku nie skojarzyłam o czym mówi.
- A to dlaczego? - zapytałam, mrużąc oczy.
- Bo już nie musisz walczyć o życie - włączył cicho radio. Usłyszałam pierwsze rytmy mojej ulubionej rock'owej kapeli.
- Tak. Jestem zachwycona - odparłam sarkastycznie.
- A czemu nie? - zapytał unosząc jedną brew jednocześnie spoglądając na mnie.
- Bo moja młodsza siostra i inni nadal to robią. Mało tego, nie muszę walczyć, bo jestem już martwa - zacisnęłam dłonie w pięści.
- Nie wiesz jak to jest być martwą - warknął. Przypomniałam sobie, że raczej nie powinnam drażnić wampira, ale było już stanowczo za późno na złagodzenie emocji.
- Nie zadecyduje o sobie. Nie mogę nic zrobić. Możesz mnie zabić, zrobić ze mną co chcesz w każdej chwili. Nie mam własnej woli, chyba wolałabym nie żyć - skwitowałam.
- Nie chciałabyś, możesz mi wierzyć na słowo - uciął dyskusje. Kilka godzin później zatrzymał samochód na wzgórzu, przed wielkim domem.
Bez słowa wysiadłam za nim z samochodu. Szedł w normalnym dla mnie tempie, po chwili otworzył mi drzwi pałacu. Było tam cudownie. Po miesiącach męki i życia w totalnym ubóstwie, zachwyciłam się tym.
- Mieszkasz tu zupełnie sam? - zapytałam. Rzucił mi niebezpieczne spojrzenie.
- Już nie - rozejrzałam się. Marmurowe podłogi, stare kredensy i długie schody prowadzące na piętro.
- Ładnie tu? - powiedziałam nie pewnie.
- To dobrze i chyba nie muszę cię informować, że nie możesz stąd wychodzić? - rzucił naburmuszony, jęknęłam.
- Naprawdę? Śmiertelnie obrażony wampirek? - spytałam i skrzywiłam się. Fatalny dobór słów.
- Nie drażnij mnie - warknął i spojrzał mi w oczy.
- Bo co? Zabijesz mnie? - zapytałam kwaśno.
- Mam w garści ciebie i twoich bliskich - przypomniał mi. Wściekłam się. Nienawidziłam być szantażowana, i nie musiał mi przypominać jak bardzo bezlitosną bestią jest.
- Gdzie mam spać?- zapytałam tylko. Wskazał drzwi od pokoju na górze i poszedł do innego pomieszczenia. Wbiegłam po dwa schodki i otworzyłam mahoniowe drewno. Przede mną rozciągał się sporych rozmiarów pokój. Bladozielona tapeta była w niektórych miejscach zarysowana. Dwuosobowe łóżko, przykryte białą pościelą a obok stolik z lampką. Nie było okna, ale za to inne drzwi prowadzące zapewne do łazienki. Zaskoczył mnie luksus tego miejsca. Po mojej prawej znajdowała się półka z książkami, kiedyś uwielbiałam czytać powieści fantastyczne, lecz gdy jedna z nich zdawała się wejść w życie, rzuciłam to. Po lewej komoda z ubraniami i biureczko. Wszystko mi się podobało, ale bałam się to przed sobą przyznać. Nie mogłam tak żyć, gdy reszta moich kompanów walczyła o przetrwanie.
             Padłam na pościel i zaczęłam cicho płakać. Wiedziałam że wampir mnie słyszy, ale nie obchodziło mnie to, wiedziałam, że takie stwory jak on nie mają za grosz pozytywnych odczuć. Nagle w drzwiach stanął Zack.
- Mam interes do ciebie - wysunął na wstępie.
- Po usługiwać ci, żebyś zostawił moją rodzinę w spokoju?! - krzyknęłam.
- Nie, ale skoro nie jesteś zainteresowana, przyjdę jak się uspokoisz - wyszedł, nim zdążyłam mrugnąć.
- Ależ nie krępuj się w ogóle - mruknęłam sfrustrowana. Leżałam tak dobrych kilka godzin, zanim nie zaburczało mi w brzuchu. Postanowiłam umrzeć z głodu, dopóki nie poczułam zapachu frytek i kurczaka.
- No chodź bo wystygnie! - usłyszałam z kuchni. Niechętnie dźwignęłam się na dół, poprawiając swój wygląd. Podniosłam głowę wysoko, by nie okazywać słabości. I równym krokiem weszłam do kuchni, z której pochodził głos.
- Smacznego - mruknęłam i usiadłam przy malutkim stole. Walnął się w czoło, co wyglądało dosyć komicznie, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- To dla ciebie, tłumoku - powiedział na głos.
- Nie mam apetytu - powiedziałam wyniośle.
- Burczenie twojego brzucha słychać było aż tu - postawił mi talerz przed nosem, nim zdążyłam się pohamować wciągnęłam przepyszny zapach nosem.
- Nie zjem tego - mruknęłam i odsunęłam od siebie talerz.
- Zjesz - usiadł naprzeciwko mnie i przysunął do mnie jedzenie.
- Nie - byłam uparta.
- Bo będę musiał cię nakarmić - zagroził.
- Nakarmić się mną czy mnie? Bo nie wiem czy dobrze zrozumiałam - zmrużyłam oczy. On przeklną cicho.
- Nie będę się tobą żywić. Ja nie żywię się... ludźmi - patrzył na mnie w skupieniu, świdrując mrocznym spojrzeniem. Roześmiałam się głośno.
- Oczywiście - wydukałam, nadal chichocząc. Nagle podwiną rękawy swojej kurtki i moim oczom ukazały się duże blizny, kontrastujące ze skórą. Momentalnie spoważniałam i wzięłam mocny wdech.
- Żywię się swoją krwią dopóki mogę, gdy nie wystarcza mi sił biorę od kogoś, ale nie zabijam go. Biorę tyle żeby przeżyć, ale to w ostateczność. Raz... na miesiąc - schował ręce pod stół.
- Nie rozumiem - zadowoliły go moje słowa.
- No właśnie, masz bardzo jednolite spojrzenie na mój gatunek, ale nie wszyscy jesteśmy źli - mruknął.
- No tak. Jakie to oklepane, z którego romansidła wziąłeś ten tekst? - zapytałam sarkastycznie.
- Fantastyczne metody Kamasutry - podparł brodę rękami.
- C-co? - zaskoczona, spojrzałam na niego jak na wariata. Roześmiał się.
- Jesteś bardzo obcesowa, trzeba cię zszokować, żebyś zamknęła buźkę - powiedział wesoło.
- Może lepiej coś zjem - mruknęłam i przezwyciężyłam dumę wchłaniając porcję frytek.
- No więc. Oczywiście są tacy, którzy nienawidzą bycia tym kim są. I doprowadzają do samobójstwa, paląc się na słońcu. Ale to nie ważne. Jak byłem w Radzie...
- W czym? - spytałam z pełnymi ustami.
- Radzie Wampirów Delegatów. Byłem za życiem w kompromisie z ludźmi ale inni woleli przejąć nad wami władzę. Pomyślałem, że może z pomocą Wygnanych i...
- Czego? - zakrztusiłam się, poczekał aż się uspokoję.
- Wygnani to wampiry które nie służą już RWD. Chciałem zorganizować powstanie. Żeby przeciwstawić się reszcie. To chyba tyle jeśli chodzi o mój gatunek. Więc jak jest z ludźmi? - spytał. Przełknęłam ostatni kęs.
- Na obrzeżach miast znajdują się resztki ze stowarzyszeń, które... - zawahałam się. Czy ja właśnie nie zdradzam tajemnic wrogowi?
- Możesz mi ufać - powiedział, ale ja spojrzałam na niego wściekle.
- To chyba nie wystarczy.
- No dobrze - wstał i podszedł do drzwi wychodzących poza dom. Otworzył je i rzucił coś do mnie. Kluczyki.
- Po co...?
- Weź je. Samochód jest szybszy od możliwości wampirycznych. Weź i jedź, jeśli nie chcesz mi zaufać. W samochodzie masz mapę, dzięki której trafisz do bliskich. Ale jesteś na tyle inteligentna, że wiesz, że ludzie sami sobie nie poradzą w walce.
- Co ma znaczyć "na tyle" ?! - warknęłam. Uśmiechnął się w odpowiedzi. Podeszłam do drzwi, spojrzałam w noc, na samochód, potem na kluczyki, nadchodził świt.
- Nikomu o was nie powiem - obiecał.
                 Przed oczami stanęła mi twarz siostry, zrobiłam krok w przód...

Rozdział 1

 
- Rose! - usłyszałam krzyk w jednej z kabin w starej, opuszczonej szkole.
- Tak? - zapytałam przeciskając się przez tłum.
- Jedzenie się już kończy - prawie wychlipała moja młodsza siostra - Anne. Przecież jeszcze niedawno zdobywałam - zacisnęłam dłonie w pięści.
           Niecały miesiąc temu moje życie zmieniło się w koszmar, wampiry zabiły mi rodziców na oczach moich i mojej młodszej siostry. Zdążyłam porwać swoją dziewięcioletnią siostrę i uciec. Znalazłam po drodze jeszcze kilku uciekinierów. Po wielu przenosinach znaleźliśmy się w od dawna niewykorzystywanym budynku szkolnym. Nadawał się, ponieważ była tu łazienka, dostęp do bieżącej wody oraz dużo miejsca. Razem z kilkoma dorosłymi zajmowałam się resztą i dziećmi. Do moich obowiązków należało także zdobywanie pożywienia, ponieważ byłam drobną dziewczyną. Proste, długie rude włosy sięgały mi już do połowy pleców. Teraz niedbale spięte w kucyk. Nie byłam piegowata, ale miałam wstrętny haczykowaty, zadarty nos. Wielkie zielone oczy, lekko pomalowane tuszem do rzęs, który znalazłam w jednej z szafek szkolnych. Postanowiłam wyruszyć o zmroku.
- Nie możesz! Oni właśnie wtedy wychodzą! - zrugały mnie na wstępie dzieci. Dorośli, wiedząc, że bez jedzenia nie przeżyjemy, przyjęli tą wiadomość ze smutkiem w oczach. Ciężko było patrzeć na to co się działo. Jak odważni, pewni siebie mężczyźni, skrywali się po kątach. A kobiety w panice próbowały uchować dzieci. To było straszne i nie do wytrzymania. Codziennie rosła liczba samobójców, którzy nie wytrzymywali takiego życia. Nikt nie wiedział co mogą dalej zrobić. Nie wiedzieli, ile ze świata zostało opanowane, nie było gdzie uciekać. Została im tylko walka o życie i modlitwa.
- Właśnie na tym polega plan, nie spodziewają sie tego - uśmiechnęłam się słabo, przytuliłam Anne, która zaczęła cicho płakać. Wiedziałam, że zostawiam ją w dobrych rękach, chociaż nie mieliśmy żadnego planu, jak wydostać się z tego bagna. Wyszłam z budynku kierując się w stronę głównej ulicy, gdzie zaparkowany był stary opel. Wsiadłam i odpaliłam go, kluczykami, które były już w stacyjce. Otworzyłam lekko okno i włączyłam jakąś kasetę na cały regulator. Chciałam zagłuszyć bicie mojego serca. Wyłączyłam ogrzewanie i popsikałam mocnymi perfumami by wampiry nie wyczuły mojego zapachu i ciepłoty ciała. Skierowałam się do najbliższego sklepu. Zaparkowałam tuż przed wybitymi z zawiasów drzwiami. Wpadłam do sklepu łapiąc za koszyk i wrzucałam do niego wszystko co ma długi termin ważności. Dorzuciłam kilka lizaków dla dzieciaków. Na tyłach sklepu znalazłam nawet wystawę z pluszakami. Światła opla oświetlały mi drogę, ponieważ było już całkiem ciemno. Zadowolona wrzuciłam na tył dwa pełne koszyki. Pomyślałam że to starczy na dwa tygodnie. Rozejrzałam się, wokoło cisza jak makiem zasiał. Zastanawiałam się chwilę, wiedziałam, że jeśli teraz odjadę, będę musiała wrócić tu za dwa tygodnie. Ale biorąc więcej wystawiam się na pogryzienie. Jednak zaryzykowałam i weszłam znów do sklepu, lecz gdy napełniałam kolejny koszyk, światła zgasły. Serce podeszło mi do gardła. Modliłam się by to tylko akumulator padł. Upomniałam się w duchu, że wampiry wyczują strach, więc czym prędzej się opanowałam. Stałam bez ruchu biorąc głębokie wdechy i starając się jak najmożliwiej spowolnić bicie serca. Coś śmignęło koło mnie. Zrobiło mi się zimno i przez chwile poczułam żal, Anne zostanie sama na ziemi, wiedziałam, że umrę, skoro wampir był tak blisko mnie, wyczuł, że jestem człowiekiem. Mogłam jednak odjechać z tym co miałam, wtedy może bym żyła. Ale jedno wiedziałam na pewno, nie bałam się śmierci.
- Zakupy ? - usłyszałam, męski, czysty, przerażający głos gdzieś za sobą. Nie chciałam się odwrócić.
- Daruj sobie, zabij mnie od razu, po co wszystko niepotrzebnie komplikujesz - zauważyłam, że moje włosy wydostały się z pod gumki. Zgarnęłam je na jedno ramie, eksponując szyję, jednocześnie popędzając go. Wzdrygnęłam się czując zimny dotyk na moim ramieniu. Potem poczułam jak wampir polizał mi skórę na szyi. Zadrżałam z zimna i ekscytacji, o którą się nie podejrzewałam.
- Jak masz na imię? - wyszeptał mi wprost do ucha.
- Rose - powiedziałam równie cicho. Byłam wytrącona z równowagi, prawie chciałam żeby to już zakończył, nie bawił się ze mną. Ale wiedziałam jakie pogłoski chodziły. Wampiry były bardzo podobne do ludzi, pragnęły tego co my. Więc zdarzało się bardzo często, że kobiety były wykorzystywane seksualnie, mężczyźni zresztą też.
- Zack - przedstawił się. Zaskoczyło mnie to, próbowałam przypomnieć sobie jak jeden z jego pobratymcow zabił mojego ojca i moją matkę by nie dać się omotać mocy jednego z nich.
- Nie baw się mną, zabij mnie poprostu - powiedziałam odwracając sie przodem do nieznajomego. Nie widziałam go w ciemnościach, lecz on zapewnie widział mnie doskonale.
- Pozwól, że sam o tym zadecyduję - mruknął rozbawiony. Mogłam zrobić tylko jedno. Nagle ruszyłam kierunku samochodu. Ale auta już tam nie było... Zagubiona stałam przed sklepem. Ucieczka piechotą była po prostu niemożliwa.
- Zaskoczona? - spytał i wyszedł przed sklep w normalnym dla mnie tępię. W świetle latarni zobaczyłam jego czarne włosy zakrywające czoło. Był nastolatkiem, mógł mieć zaledwie dziewiętnaście lat. O trzy lata starszy ode mnie. Spojrzał na mnie, jego tęczówki były czarne, nie odróżniały się od źrenicy. Był wyższy ode mnie. I bardzo przystojny. Chytry uśmieszek wykrzywił mu usta.
- Mam dla ciebie korzystną propozycję, pojedziesz do starej opuszczonej szkoły, tam, gdzie się ukrywacie - zignorował moją zaskoczoną minę - oddasz im jedzenie, tyle ile stąd udźwigniesz, i za trzy okrągłe dni, przyjadę po ciebie, pojedziesz ze mną, a ja w zamian za to przekaże reszcie, że nie ma tu żadnej kryjówki ludzi. Co ty na to? - w milczeniu trawiłam jego słowa. Byłam jednocześnie rozdarta. Wiedziałam, że jeśli się nie zgodzę, zapewne zabije mnie i ich. Nie miałam wyjścia, musiałam chronić Anne. Oczywiście nie miałam żadnej gwarancji, że mimo tego że się zgodzę ich nie tknie. Ale nie miałam wyjścia, musiałam zaryzykować.
- Zgadzam się - powiedziałam, spuszczając wzrok a wampir rozpłynął się w powietrzu. Niedługo potem spakowałam jeszcze trzy koszyki pełne jedzenia, i wszystko dla dzieci co znalazłam i co mogło się przydać. Gdy wróciłam, dostałam ochrzan za to, że tyle wzięłam i jak bardzo to było nieodpowiedzialne. Tak, gdyby powiedzieli mi to wcześniej.
          Pierwszy dzień spędziłam normalnie. Pomagałam pakować żywność i dzielić ją na pojedyncze osoby. Chodziłam po wodę, zajmowałam się dziećmi. Mężczyźni szukali nowych sposobów obrony, tym razem wymyślili, byśmy przesiedlili się do centrum szkoły a dookoła wprowadzą lodowate powietrze, by nas zamaskować. Nie odzywałam się, nie wiedzieli przecież, że na to już jest za późno. Ale również, starałam się nie przeszkadzać i nie dać po sobie poznać mojej porażki. Zmęczona położylam się spać, by nastepnego dnia pomagać w przesiedleniu, na wszelki wypadek zorganizowałam wszystko co nadawało się na broń i kazałam ludziom w razie niebezpieczeństwa jej użyć, mimo wszystko. Bawiłam się z Anne i dziećmi, ale zauważyłam, że siostra przygląda mi sie ze smutkiem. Już coś wyczuwała, mądra dziewczynka. W nocy pełniłam straż, tylko po to by niepostrzeżenie móc się pomartwić, ponieważ został mi tylko jeden ostatni dzień.
          Trzeci dzień był aż za spokojny, razem z innymi kobietami prałam, szykowałam jedzenie oraz sprzątałam.
- Beathin, mam do ciebie prośbę - powiedziałam przy wspólnym zmywaniu nauczyć.
- Śmiało - próbowała się do mnie uśmiechnąć.
- W razie... czego, zajmiesz się Anne? Bardzo cię kocha, chyba najbardziej ze wszystkich matek. Świetnie się dogaduje z twoją córeczką... - urwałam, by nie usłyszała jak trzęsie mi się głos. Ona upuściła gąbkę, która z pluskiem wpadła do zlewu.
- O-oczywiście! To naprawdę miłe z twojej strony, ale ty również się świetnie nimi opiekujesz, więc nie sądze, że zajdzie taka konieczność. Wszyscy tu cię kochamy. Mimo, że jesteś taka młoda, bardzo się poświęcasz - nieoczekiwanie wpadła mi w ramiona.
- Ju-już d-d-dobrze - poklepałam ją mokrą ręką po plecach. Byłam spokojna o Anne.
          Wieczorem nadszedł już czas, więc skierowałam się do pokoju mojej młodszej siostry. Po zabawach i zapewnieniach, że ją kocham przeszłam do rzeczy.
-Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz, ale to co mam zamiar zrobić jest naprawdę konieczne. Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać - przytuliłam ją.
- Też cię kocham. Wrócisz do mnie, kiedyś? - zapytała.
- Będę naprawdę się starać, kotku - pocałowałam ją w czółko i wyszłam na jeden z korytarzy. Usiadłam przy oknie, w ciemności błysnęły reflektory samochodu, wzięłam torbę ze spakowanymi rzeczami i wyszłam...
           Szłam wąską ścieżką pod drzewami, nie mogłam dopuścić by mnie zobaczyli, zostawiłam Beathin list, w którym po krótce im wszystko wyjaśniłam. Miałam nadzieję, że moje odejście nie sprawi nikomu bólu. Ale patrząc na ciemny samochód przed sobą, zdałam sobie sprawę, że pakuje się w coś, nad czym będzie mi trudno zapanować, że zacznę nowe, inne życie, niż dotychczas. Jednak postąpiłam jeszcze kilka kroków, po czym weszłam przed maskę zaparkowanemu audi.
Wsiadłam do samochodu i momentalnie poczułam zimny oddech na policzku.
-Nie sądziłem że przyjdziesz- zaśmiał się.

Prolog

          Szła ciemną ulicą, wysokie kozaki rozplaskiwały wodę na boki koło niej. Ona, beznamiętnym wzrokiem wpatrywała się w przestrzeń. Mijała po drodze ciała ludzi, porzucone, wysuszone do ostatniej kropli krwi. Powybijane szyby w oknach, ślady krwi na murze. Kiedyś to miasto tętniło życiem, masa ludzi pracowała tu, uczyła się... Teraz ci co przetrwali, w nocy chowali się w panice, a w dzień nerwowo szukali kryjówek. Przetrwali najsprytniejsi. Nie tak dawno wszystko wymknęło się z pod kontroli. Wampiry wyszły z cienia, jeden po drugim. Na początku tajemnicze morderstwa, nędzni śmiertelnicy wypierali istnienie wampirów głęboko poza swoją świadomość. Podejrzewali seryjnego mordercę. Po niedługim czasie kłamstwa przestały być sensowne, ludzie się przestraszyli, mądrzejsi uciekli poza granice kontynentu. Reszta została, władza wmawiała ludziom coraz nowsze wyrzeczenia, mieli nadzieje zapanować nad bestiami. Powstały stowarzyszenia do walki z wampirami, nielegalne organizacje, działające przeciw prawu. Nie mieli szans by wygrać, walczyli zarówno z ludźmi jak i gatunkiem wampirów. Umierali jeden po drugim, zabierając do grobu tajemnice zabicia nieśmiertelnego gatunku. Każde powstanie zostało stłumione. Jej pobratymcy zabili każdego po kolei, wymierzając mu karę najgorszą z najgorszych, długą i cierpiętniczą śmierć. Niektórzy fanatycy zgłaszali się sami, też chcieli zostać bestiami, ale większa z nich skończyła jako obiad. Teraz razem z bestiami rządzili miastem. Rozpoczęło się sprzątanie, czystokrwista zarządziła, by przywrócić ład i porządek. Pozory przed resztą świata. 

          Właśnie brała wdech gdy wyczuła strach, tak silny że aż się uśmiechnęła. Skręciła w jedną z uliczek a później zeszła do zabarykadowanej piwnicy. Dostrzegła tam trzymających się za ręcę ludzi. Modlili się, głupcy, myśleli że Bóg im pomoże. W ich sytuacji już nic nie mogło im pomóc. Wgryzła się w szyje każdemu z obecnych, pozostawiając w nich tylko tyle krwi by przeżyli. W męczarniach dojdą do siebie i będą pożywką dla następnego. Nauczą się, że modlitwa jest tu zabroniona. Nauczą się, że życie nie podlega już żadnemu prawu...