czwartek, 19 lipca 2012

Rozdział 3


Wyszłam, by po chwili zawrócić.
- Niech cię szlag, wampirze - mruknęłam mijając go, zajęłam miejsce w kuchni. Zack ze śmiechem zamknął drzwi i usiadł obok mnie.
- No więc? - spytał i pochylił się w moją stronę z ciekawością. Czarna grzywka opadła mu trochę na oczy.
- Nooo... O czym to...? A, wiem - wkurzyłam się na siebie za nie zachowanie czujności - na granicach miast znajdują się resztki stowarzyszeń, które się grupują, by was pokonać. Dodatkowo w miastach powstają akcje powstańcze, oczywiście wszystkie szybko tłumione, ale ludzie chcą się łączyć. Oczywiście, większa część zamiast walczyć, chowa swoje wystraszone dupy po piwnicach. Ale wracając do tematu trochę nas jest. Mało tego w... jednym miejscu znajduję się zakład, w którym szkoleni są wojownicy. Wszystko jest bardzo tajne, więc nawet ja nie wiem gdzie to jest. Ale co jakiś czas ktoś dołącza - skończyłam mówić i przyłapałam się na tym, że jestem tak samo pochylona w jego stronę. Patrzyłam mu prosto w czarne oczy, które miały teraz skupiony wyraz.
- Słyszeliśmy o was, bynajmniej jak byłem w RWD. Ale wtedy nie mieliśmy pojęcia, gdzie was szukać - przyznał.
- Jak chcesz zorganizować powstanie? - zapytałam.
- Zbiorę ludzi i wampiry...
- Zbierzemy - poprawiłam go natychmiast.
- Chcesz współpracować z wampirem? - zapytał, pochylając się jeszcze bardziej i mrużąc oczy. Zaparło mi dech w piersi. Nie wiedziałam dlaczego, czułam na twarzy jego lodowaty oddech, ale coś mnie do niego ciągnęło. Nagle przed oczami stanęła mi scena, gdy wampir rozrywał gardło mojej bezbronnej matce.
- Muszę - poprawiłam go i czym prędzej wyprostowałam się na krześle. Przez chwile wyglądał na zawiedzionego, ale późnej również się wyprostował.
- No więc zbierzemy ludzi i wampiry, i zaczniemy w miejscu głównej siedziby RWD. Zdajesz sobie sprawę, że musimy wszystkich zorganizować. To będzie wymagało poświęceń i obustronnego zaufania - powiedział ostrożnie.
- Wiem. Zdaje sobie z tego sprawę, ale jeśli nie ma innego...
- Wyjścia?! Owszem jest. Możesz stąd wyjść i wracać tam, skąd przyszłaś. Rozumiem to, co mój gatunek wyrządził tobie i twojej rodzinie. Ale nie zachowuj się jakbym ja to zrobił, okey? Mam powyżej uszu...
- Ja?! Wybacz, mam lekką traumę bo zabiciu moich rodziców na moich oczach! - krzyknęłam i wstałam, wywalając krzesło do tyłu.
- Wiem przez co przeszłaś, więc może zachowaj się dojrzale! A nie porównujesz wszystkich pod jedną kreskę! - stracił panowanie nad sobą i również podniósł głos.
- Mam do daleko w dupie! Zasłużyliście sobie, więc nie zgrywaj teraz niewiniątka!
- Chce ci pomóc! To takie ciężkie do zrozumienia?! - Wkurzona postanowiłam wyjść z kuchni, lecz otworzyłam nie te drzwi i do domu wpadło trochę słońca. Usłyszałam syk i przekleństwo i zamknęłam szybko drzwi. Niestety było za późno. Zack leżał na podłodze a skóra w miejscu, gdzie padło słońce była mocno zaczerwieniona i skwierczała.
- O Boże! Przepraszam! - krzyknęłam. Podbiegłam do zlewu i nalałam do miski zimnej wody. Chlusnęłam nią wszystkie zaczerwienione miejsca. Niestety wampir był ledwo przytomny. Przypomniało mi się, że mój pokój nie miał żadnych okien. Wykorzystując wszystkie swoje siły wciągnęłam go do pokoju i położyłam na łóżku. Wiedziałam co się stanie, będzie w stanie śpiączki dopóki się nie pożywi.
- Jasna cholera! - zaklęłam i kopnęłam w nogę łóżka. Nie pomoże mi nie przytomny. Ale gdzieś w sobie polubiłam go. Moje nieproszone sumienie dało mi się we znaki, przypominając, że to przeze mnie tak leży. Bo musiałam zachowywać się jak gówniara w podstawówce. Zeszłam do kuchni. Siedziałam tam do południa, nasłuchując i czekając na cud.
            Niestety ten, jakoby się nie zjawił, więc zjadłam coś, wzięłam prysznic i poszłam spać na kanapie w salonie. Obudziłam się późnym wieczorem. Wstałam szybko, obawiając się, że muszę się zająć dziećmi. Dopiero potem zrozumiałam, że ich zostawiłam. Poczułam ukłucie w sercu. Nie miałam pojęcia co robić. W głowie świtał mi pewien pomysł, ale za każdym razem go odrzucałam, niepotrzebnie przedłużając czas, którego gatunek ludzki ma mało. W końcu poddałam się.
            Przeanalizowałam sobie wszystko. Postanowiłam zaufać Zack'owi, odkładając uprzedzenia i zmartwienia. Wzięłam wdech. Wmaszerowałam do kuchni zdecydowana. Sięgnęłam po jeden z noży i miskę. Wzięłam to ze sobą na górę. Tam po dziesięciu minutach wpatrywania się w śpiącego wampira i jego rany, trzęsącą się dłonią, próbowałam zrobić ranę. Nie wyszło mi to.
- Kurwa, poświęcałam się. Tyle przeżyłam a boje się ranki? - powiedziałam sama do siebie, cicho. Zagryzłam wargi i zrobiłam cięcie na nadgarstku. Nic na początku nie bolało - byłam w szoku. Szybko lecąca krew wypełniła miseczkę. Przystawiłam ją do ust Zack'a, odsuwając od siebie mdłości. Zaczął pić, szybko i łapczywie. Po opróżnieniu połowy otworzył oczy szeroko, nabiegły krwią, ale się nie odsunęłam. Postanowiłam być dzielna. Usiadł i dopił resztę. Potem zamknął oczy i skrzywił się. Gdy je otworzył, spojrzał na mnie zaskoczony i poweselały lekko. Próbowałam otworzyć usta wszystko mu wyjaśnić, ale przed oczami zaczęło mi się robić ciemno. A od ręki odchodziło nieprzyjemne zimno. I poczułam mocny ból w nadgarstku.
- Przecięłaś tętnice - usłyszałam gdzieś z daleka. Potem poczułam ciepłe usta osłaniające ranę, uśmierzające ból. Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy.
Ból głowy rozsadzał mi czaszkę. Przypomniałam sobie nagle ostatnie wydarzenia i otworzyłam oczy.
- Powoli, straciłaś dużo krwi - lekko pchnął mnie na łóżko.
- O matko. Ale mnie głowa boli - złapałam się za głowę i zmrużyłam oczy. Koło łóżka z ciemnoczerwoną pościelą siedział Zack. Ubrany był w czarne spodnie i opięty t-skirt. Lekko uśmiechnięty z grzywką na oczach, którą odgarniał sfrustrowany.
- Ładnie - uśmiechnął się szerzej.
- Z czego się cieszysz pacanie? - mimo woli też się uśmiechnęłam.
- Nie wiem od czego zacząć, żebyś nie zaczęła mnie bić...
- Czemu miałabym?
- Miałaś strój we krwi, więc musiałem... - z jękiem spojrzałam pod kołdrę. Leżałam w swojej bieliźnie ale jego koszulce z Black Sabbath.
- Nie kończ... Gdyby nie bolała mnie głowa... - między nami zawisła groźba. Roześmiał się.
- Pomogłaś mi - powiedział w końcu poważnie, gdy już się uspokoił.
- Przypaliłam cię - poprawiłam go. Zszedł z krzesła i usiadł na łóżku obok mnie. Spojrzał mi w oczy.
- Dałaś mi pić swoją krew - przypomniał.
- Zaufałam ci w końcu. I tak długo się z tym grzebałam, muszę uratować ludzi i... - chciałam powiedzieć, że go polubiłam, ale wycofałam się w ostatniej chwili.
- I...? - przybliżył się jeszcze. Serce zaczęło mi mocniej bić.
- I to przeze mnie było - wyjąkałam.
- Boisz się mnie? - spytał, podnosząc jedną brew.
- Nie - zaprzeczyłam szybko, samą siebie zaskakując.
- To czemu wali ci tak serce? - złapał mnie za nieobandażowany nadgarstek. Od jego dotyku moje tętno przyspieszyło jeszcze bardziej. Szukałam w głowie dobrego wytłumaczenia.
- W-widziałeś m-mnie prawie n-nago - powiedziałam w końcu, cała się rumieniąc. Roześmiał się tak głośno, że podskoczyłam.
- Twoje stringi niewiele pozostawiały dla wyobraźni, więc możesz śmiało powiedzieć że nago - mruknął. Szczęka mi opadła i zarumieniłam się jeszcze bardziej.
- Nie musiałeś się przyglądać! - fuknęłam speszona jeszcze bardziej go rozbawiając.
- Wybacz, ale mimo tego że jestem wampirem, te części od pasa w dół, nie są martwe. Wręcz przeciwnie - spojrzał na mnie, gorącym wzrokiem. Serce mi przyspieszyło i zabrakło mi słów. Na szczęście w porę zaburczało mi w brzuchu.
- Leż i nabieraj sił a ja skocze zrobić ci coś do jedzenia - nadal się zaśmiewając wyszedł z pokoju.
Potem w spokoju zjadłam naleśniki, gdy on zajmował się palmami po krwi.
- Zjadłaś? - zapytał, wsuwając głowę do pokoju.
- Tak, co to za pokój? - zapytałam, podziwiając bordową tapetę i ciemny regał.
- Moja sypialnia, ale jak się domyślasz, nie muszę z niej korzystać - roześmiał się.
- Długo już jesteś...? - zaczęłam.
- Od trzech lat. Niedługo i pewnie dlatego mam jeszcze ludzkie zapędy. Ale uwierz mi, bycie wampirem ma minusy, ale również mnóstwo plusów, więc nie narzekam - przerwał, by sprawdzić moją reakcję, siedziałam uśmiechnięta.
- Pewnie masz rację. Moglibyśmy się dogadać - puścił mi przelotne spojrzenie - mam na myśli nasze gatunki - poprawiłam się szybko.
- Oczywiście, ja w to nie wątpię - znów poprawił grzywkę.
- Przeszkadza ci? - spytałam.
- Co? Aa. No może trochę, ale wampirom włosy nie rosną, jak coś źle obetnę tak już zostanie - wytłumaczył się.
- Przynieś nożyczki - rozkazałam wielkodusznie, uniósł jedną brew, ale spełnił moją prośbę. Gdy wyszedł ześlizgnęłam się z pościeli i otworzyłam pierwszą szufladę jaka była w komodzie najbliżej. Same koszulki i podkoszulki. Otworzyłam następną i usłyszałam chichot za sobą.
- Ja... Szukałam jakiś spodenek - oblałam się rumieńcem. Stałam w samych majtkach i jego koszulce. Zajrzałam do otwartej szuflady - bokserki.
- Jasne, jasne - roześmiał się. Podszedł do innej półki, wyjął z szafki parę spodenek i rzucił mi je. Czym prędzej je założyłam, starając się za wiele nie odkrywać, co oczywiście było marnym zabiegiem.
- Dziękuję - powiedziałam speszona.
- Nie musiałaś się tak spieszyć - spojrzał na mnie przenikliwie, gorącym wzrokiem. Poczułam jak po ciele rozchodzi się ciepło.
- Siądź na tym krześle, i nie ruszaj się - poprosiłam szybko. Zrobił to. Weszłam do łazienki po trochę wody. Gdy wyszłam, Zack siedział identycznie. Zmoczyłam mu grzywkę. I pochyliłam się by troszeczkę ją dociąć. Poczułam jak łapie mnie za nadgarstek.
- Wiesz co robisz? - spytał. Roześmiałam się.
- Boisz się o swoją fryzurkę, wampirku? Musisz mi zaufać - uśmiechnęłam się chytrze.
- Dobra - puścił mnie i wpatrywał się we mnie swoimi magnetycznymi oczami.
- Ee. Nie patrz się tak, bo mnie wytrącasz z równowagi - powiedziałam, nim zdążyłam się pohamować.
- Okey - w jego głosie słychać było, że powstrzymuje chichot. Powoli podcinałam mu grzywkę, centymetr od wysokości oczu. Gdy prawie skończyłam, zauważyłam, że pochylając się, pokazuje cały dekolt Zack'owi, który bezczelnie z tego korzysta. Wyprostowałam się szybko.
- Już? - spytał zawiedziony. Walnęłam go lekko w głowę.
- Tak już, zboczeńcu - powiedziałam i odwróciłam się szybko by wypłukać nożyczki, lecz w tym momencie zakręciło mi się w głowie i wpadałam prosto w ramiona Zack'a.
- Jeszcze się nie zregenerowałaś - powiedział poważnie i złapał jedną ręką za nogi a drugą w pasie i podniósł mnie.
- Co ty wyprawiasz? - z rąk wypadły mi nożyczki i złapałam się kurczowo szyi chłopaka. Stał tak przez chwilę, po czym przeniósł mnie na łóżko.
- Leż i nie wstawaj - zasugerował, w mgnieniu oka sprzątnął nożyczki i cały bajzel. Usiadł na łóżku koło mnie, podpierając brodę rękami.
- Mam do ciebie pytanie. Jak udało ci się zatamować krwotok? - wskazałam na bandaż na nadgarstku. Ku mojemu zaskoczeniu, wziął moją rękę i przystawił sobie do ust. Spoważniał.
- Wampiry mają w ślinie coś, co szybko goi rany. Musiałem trochę z ciebie wypić, żeby rana mogła się w pełni zagoić - przyjrzał się uważnie białej otoczce i zaczął ściągać bandaż. Odwinął go w całości i uśmiechnął się.
- Zobacz - pokazał mi miejsce gdzie była rana od noża, nie było tam nawet śladu po czymkolwiek.
- Dziękuję to... miło z twojej strony - wydukałam. Za chwilę podstawił mi pod nos swoje ramię.
- Nie musisz dziękować, twoja krew uleczyła mnie - pokazał mi miejsca, gdzie były ślady po ugryzieniach. Jego skóra była blada, ale gładka w tym miejscu. bezwiednie przesunęłam po niej palce, sprawdzając jaka jest w dotyku. Spojrzał mi w oczy. Miałam wrażenie, że przysunął się lekko do mnie. Moje serce przyspieszyło.
- Czyli jesteśmy kwita - mój cichy głos przerwał milczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz