czwartek, 19 lipca 2012

Rozdział 1

 
- Rose! - usłyszałam krzyk w jednej z kabin w starej, opuszczonej szkole.
- Tak? - zapytałam przeciskając się przez tłum.
- Jedzenie się już kończy - prawie wychlipała moja młodsza siostra - Anne. Przecież jeszcze niedawno zdobywałam - zacisnęłam dłonie w pięści.
           Niecały miesiąc temu moje życie zmieniło się w koszmar, wampiry zabiły mi rodziców na oczach moich i mojej młodszej siostry. Zdążyłam porwać swoją dziewięcioletnią siostrę i uciec. Znalazłam po drodze jeszcze kilku uciekinierów. Po wielu przenosinach znaleźliśmy się w od dawna niewykorzystywanym budynku szkolnym. Nadawał się, ponieważ była tu łazienka, dostęp do bieżącej wody oraz dużo miejsca. Razem z kilkoma dorosłymi zajmowałam się resztą i dziećmi. Do moich obowiązków należało także zdobywanie pożywienia, ponieważ byłam drobną dziewczyną. Proste, długie rude włosy sięgały mi już do połowy pleców. Teraz niedbale spięte w kucyk. Nie byłam piegowata, ale miałam wstrętny haczykowaty, zadarty nos. Wielkie zielone oczy, lekko pomalowane tuszem do rzęs, który znalazłam w jednej z szafek szkolnych. Postanowiłam wyruszyć o zmroku.
- Nie możesz! Oni właśnie wtedy wychodzą! - zrugały mnie na wstępie dzieci. Dorośli, wiedząc, że bez jedzenia nie przeżyjemy, przyjęli tą wiadomość ze smutkiem w oczach. Ciężko było patrzeć na to co się działo. Jak odważni, pewni siebie mężczyźni, skrywali się po kątach. A kobiety w panice próbowały uchować dzieci. To było straszne i nie do wytrzymania. Codziennie rosła liczba samobójców, którzy nie wytrzymywali takiego życia. Nikt nie wiedział co mogą dalej zrobić. Nie wiedzieli, ile ze świata zostało opanowane, nie było gdzie uciekać. Została im tylko walka o życie i modlitwa.
- Właśnie na tym polega plan, nie spodziewają sie tego - uśmiechnęłam się słabo, przytuliłam Anne, która zaczęła cicho płakać. Wiedziałam, że zostawiam ją w dobrych rękach, chociaż nie mieliśmy żadnego planu, jak wydostać się z tego bagna. Wyszłam z budynku kierując się w stronę głównej ulicy, gdzie zaparkowany był stary opel. Wsiadłam i odpaliłam go, kluczykami, które były już w stacyjce. Otworzyłam lekko okno i włączyłam jakąś kasetę na cały regulator. Chciałam zagłuszyć bicie mojego serca. Wyłączyłam ogrzewanie i popsikałam mocnymi perfumami by wampiry nie wyczuły mojego zapachu i ciepłoty ciała. Skierowałam się do najbliższego sklepu. Zaparkowałam tuż przed wybitymi z zawiasów drzwiami. Wpadłam do sklepu łapiąc za koszyk i wrzucałam do niego wszystko co ma długi termin ważności. Dorzuciłam kilka lizaków dla dzieciaków. Na tyłach sklepu znalazłam nawet wystawę z pluszakami. Światła opla oświetlały mi drogę, ponieważ było już całkiem ciemno. Zadowolona wrzuciłam na tył dwa pełne koszyki. Pomyślałam że to starczy na dwa tygodnie. Rozejrzałam się, wokoło cisza jak makiem zasiał. Zastanawiałam się chwilę, wiedziałam, że jeśli teraz odjadę, będę musiała wrócić tu za dwa tygodnie. Ale biorąc więcej wystawiam się na pogryzienie. Jednak zaryzykowałam i weszłam znów do sklepu, lecz gdy napełniałam kolejny koszyk, światła zgasły. Serce podeszło mi do gardła. Modliłam się by to tylko akumulator padł. Upomniałam się w duchu, że wampiry wyczują strach, więc czym prędzej się opanowałam. Stałam bez ruchu biorąc głębokie wdechy i starając się jak najmożliwiej spowolnić bicie serca. Coś śmignęło koło mnie. Zrobiło mi się zimno i przez chwile poczułam żal, Anne zostanie sama na ziemi, wiedziałam, że umrę, skoro wampir był tak blisko mnie, wyczuł, że jestem człowiekiem. Mogłam jednak odjechać z tym co miałam, wtedy może bym żyła. Ale jedno wiedziałam na pewno, nie bałam się śmierci.
- Zakupy ? - usłyszałam, męski, czysty, przerażający głos gdzieś za sobą. Nie chciałam się odwrócić.
- Daruj sobie, zabij mnie od razu, po co wszystko niepotrzebnie komplikujesz - zauważyłam, że moje włosy wydostały się z pod gumki. Zgarnęłam je na jedno ramie, eksponując szyję, jednocześnie popędzając go. Wzdrygnęłam się czując zimny dotyk na moim ramieniu. Potem poczułam jak wampir polizał mi skórę na szyi. Zadrżałam z zimna i ekscytacji, o którą się nie podejrzewałam.
- Jak masz na imię? - wyszeptał mi wprost do ucha.
- Rose - powiedziałam równie cicho. Byłam wytrącona z równowagi, prawie chciałam żeby to już zakończył, nie bawił się ze mną. Ale wiedziałam jakie pogłoski chodziły. Wampiry były bardzo podobne do ludzi, pragnęły tego co my. Więc zdarzało się bardzo często, że kobiety były wykorzystywane seksualnie, mężczyźni zresztą też.
- Zack - przedstawił się. Zaskoczyło mnie to, próbowałam przypomnieć sobie jak jeden z jego pobratymcow zabił mojego ojca i moją matkę by nie dać się omotać mocy jednego z nich.
- Nie baw się mną, zabij mnie poprostu - powiedziałam odwracając sie przodem do nieznajomego. Nie widziałam go w ciemnościach, lecz on zapewnie widział mnie doskonale.
- Pozwól, że sam o tym zadecyduję - mruknął rozbawiony. Mogłam zrobić tylko jedno. Nagle ruszyłam kierunku samochodu. Ale auta już tam nie było... Zagubiona stałam przed sklepem. Ucieczka piechotą była po prostu niemożliwa.
- Zaskoczona? - spytał i wyszedł przed sklep w normalnym dla mnie tępię. W świetle latarni zobaczyłam jego czarne włosy zakrywające czoło. Był nastolatkiem, mógł mieć zaledwie dziewiętnaście lat. O trzy lata starszy ode mnie. Spojrzał na mnie, jego tęczówki były czarne, nie odróżniały się od źrenicy. Był wyższy ode mnie. I bardzo przystojny. Chytry uśmieszek wykrzywił mu usta.
- Mam dla ciebie korzystną propozycję, pojedziesz do starej opuszczonej szkoły, tam, gdzie się ukrywacie - zignorował moją zaskoczoną minę - oddasz im jedzenie, tyle ile stąd udźwigniesz, i za trzy okrągłe dni, przyjadę po ciebie, pojedziesz ze mną, a ja w zamian za to przekaże reszcie, że nie ma tu żadnej kryjówki ludzi. Co ty na to? - w milczeniu trawiłam jego słowa. Byłam jednocześnie rozdarta. Wiedziałam, że jeśli się nie zgodzę, zapewne zabije mnie i ich. Nie miałam wyjścia, musiałam chronić Anne. Oczywiście nie miałam żadnej gwarancji, że mimo tego że się zgodzę ich nie tknie. Ale nie miałam wyjścia, musiałam zaryzykować.
- Zgadzam się - powiedziałam, spuszczając wzrok a wampir rozpłynął się w powietrzu. Niedługo potem spakowałam jeszcze trzy koszyki pełne jedzenia, i wszystko dla dzieci co znalazłam i co mogło się przydać. Gdy wróciłam, dostałam ochrzan za to, że tyle wzięłam i jak bardzo to było nieodpowiedzialne. Tak, gdyby powiedzieli mi to wcześniej.
          Pierwszy dzień spędziłam normalnie. Pomagałam pakować żywność i dzielić ją na pojedyncze osoby. Chodziłam po wodę, zajmowałam się dziećmi. Mężczyźni szukali nowych sposobów obrony, tym razem wymyślili, byśmy przesiedlili się do centrum szkoły a dookoła wprowadzą lodowate powietrze, by nas zamaskować. Nie odzywałam się, nie wiedzieli przecież, że na to już jest za późno. Ale również, starałam się nie przeszkadzać i nie dać po sobie poznać mojej porażki. Zmęczona położylam się spać, by nastepnego dnia pomagać w przesiedleniu, na wszelki wypadek zorganizowałam wszystko co nadawało się na broń i kazałam ludziom w razie niebezpieczeństwa jej użyć, mimo wszystko. Bawiłam się z Anne i dziećmi, ale zauważyłam, że siostra przygląda mi sie ze smutkiem. Już coś wyczuwała, mądra dziewczynka. W nocy pełniłam straż, tylko po to by niepostrzeżenie móc się pomartwić, ponieważ został mi tylko jeden ostatni dzień.
          Trzeci dzień był aż za spokojny, razem z innymi kobietami prałam, szykowałam jedzenie oraz sprzątałam.
- Beathin, mam do ciebie prośbę - powiedziałam przy wspólnym zmywaniu nauczyć.
- Śmiało - próbowała się do mnie uśmiechnąć.
- W razie... czego, zajmiesz się Anne? Bardzo cię kocha, chyba najbardziej ze wszystkich matek. Świetnie się dogaduje z twoją córeczką... - urwałam, by nie usłyszała jak trzęsie mi się głos. Ona upuściła gąbkę, która z pluskiem wpadła do zlewu.
- O-oczywiście! To naprawdę miłe z twojej strony, ale ty również się świetnie nimi opiekujesz, więc nie sądze, że zajdzie taka konieczność. Wszyscy tu cię kochamy. Mimo, że jesteś taka młoda, bardzo się poświęcasz - nieoczekiwanie wpadła mi w ramiona.
- Ju-już d-d-dobrze - poklepałam ją mokrą ręką po plecach. Byłam spokojna o Anne.
          Wieczorem nadszedł już czas, więc skierowałam się do pokoju mojej młodszej siostry. Po zabawach i zapewnieniach, że ją kocham przeszłam do rzeczy.
-Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz, ale to co mam zamiar zrobić jest naprawdę konieczne. Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać - przytuliłam ją.
- Też cię kocham. Wrócisz do mnie, kiedyś? - zapytała.
- Będę naprawdę się starać, kotku - pocałowałam ją w czółko i wyszłam na jeden z korytarzy. Usiadłam przy oknie, w ciemności błysnęły reflektory samochodu, wzięłam torbę ze spakowanymi rzeczami i wyszłam...
           Szłam wąską ścieżką pod drzewami, nie mogłam dopuścić by mnie zobaczyli, zostawiłam Beathin list, w którym po krótce im wszystko wyjaśniłam. Miałam nadzieję, że moje odejście nie sprawi nikomu bólu. Ale patrząc na ciemny samochód przed sobą, zdałam sobie sprawę, że pakuje się w coś, nad czym będzie mi trudno zapanować, że zacznę nowe, inne życie, niż dotychczas. Jednak postąpiłam jeszcze kilka kroków, po czym weszłam przed maskę zaparkowanemu audi.
Wsiadłam do samochodu i momentalnie poczułam zimny oddech na policzku.
-Nie sądziłem że przyjdziesz- zaśmiał się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz