środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 7

Przepraszam, że tak krótki .. 


__________



Po kilku godzinach drogi byłam poirytowana.
- Daleko jeszcze? Świt nas nastanie, zanim tam dotrzemy - machnęłam rękami w powietrzu.
- Już niedaleko, przygotuj się - ostrzegł mnie poważnie. Poprawiłam swoją torbę z krwią i nożami z posrebrzanymi ostrzami, układając je tak, by szybko je wyciągnąć, w razie zagrożenia. Dojechaliśmy do malutkego, drewnianego domku.
- To tu?! - zapytałam wkurzona.
- Zaufaj mi - poklepał mnie po kolanie. Wysiadł z auta i skierował sie do wejścia. Poszłam za nim. Wystukał na drzwiach jakąś dziwną kombnacje, a one po chwli otworzyły się ze zgrzytem.
- Będzie burza - oznajmił staruszcze za drzwiami.
- Z piorunami? - zapytała ochryple, zerkając na mnie.
- I wiatrem - mruknął Zack. Wpuściła nas do środka. Musiałam mieć mało inteligentne spojrzenie, bo chłopak się roześmiał.
- To szyfr - wyjaśnił mi. Staruszka bez słowa odsunęła stary ukurzony dywan, otwierając wielką klapę pod nim. Ze środka zionęła ciemność. Zack pociągnął mnie za sobą, na jej skraj.
- Mamy skakać?! - wystraszyłam się.
- Złap się mnie. Nic ci nie będzie, przecież jesteś wampirem - uśmiechnął się i spojrzał mi w oczy.
- Tak, ale... - położył mi palec na ustach. Oblałam się rumieńcem. On przyciągnął mnie do siebie jedną ręką. Oparłam się o niego.
- Na trzy - uprzedził mnie. I nim zdążyłam pokiwać głową, skoczył ciągnąc mnie za sobą. Po chwili wylądowaliśmy, on gładko, ja chwiejnie.
- Kretynie! Miało być na trzy! - walnęłam go. Przylegając do niego. Spojrzał mi w oczy, zdawały się błyszczeć w ciemności pożądaniem. Zamarłam. Pochylił się.
- Później - szepnął mi do ucha i musnął ustami szyję, po czym mnie puścił. Wzięłam głęboki wdech, żeby się opanować. Obok otworzyły się wielkie drzwi.
- Zack! - wykrzyknęła jakaś dziewczyna. Zalało nas światło, gdy już przestałam mrużyć oczy, zauważyłam, że chłopak tuli do siebie jakąś młodą dziewczynkę.
- Witaj, Amber - roześmiał się. Ona spojrzała na mnie i podniosła jedną brew.
- Nowa? - zapytała go.
- Nie, ona jest... ze mną. Przyszliśmy tu w ważnej sprawie - poinformował ją i ruszył do drzwi. We dwie skierowałyśmy się za nim.
- Jak zwykle. Już w ogóle tu nie przebywasz. Od kiedy jesteś na łaskach RWD - zrobiła smutną minę.
- Wybacz - rzucił jej tylko.
- Ze mną też już się nie widujesz. Tutaj nie ma zbytniego towarzystwa dla mnie - mruknęła. Zrobiła nadętą minę.
- Powiedziałem ci to setki razy, moge powiedzieć znów, nie masz na co liczyć - zdenerwował się. Obserwowałam tą scenę zszokowana. Dziewczynka wydawała się spoglądać na mnie wrogo, jakbym to ja była powodem ich kłótni.
- To przez to, ze utknęłam w ciele cztwrnastolatki?! - wybuchła nagle. Zack się zatrzymał, spuścił głowę i pomasował skronie.
- Nie. To dlatego że nic do ciebie nie czuje, tłumaczyłem ci już - szczęka mi opadła. Między tym dwojgiem coś się działo najwyraźniej. Chciałam ich zostawić samych, ale nie mogłam, bo nie wiedziałam gdzie jesteśmy i byłam zbyt ciekawa.
- Jasne. Uwierz mi, że to ciało potrafi naprawdę dużo, mimo tak młodego wieku - otarła się o niego zachęcająco. Zamurowało mnie. On jednak tylko odsunął ją od siebie.
- Nie skorzystam. Nie kocham cię - podniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy. Jego twardy wyraz, sprawił że przeszły po mnie ciarki.
- To przez nią tak?! - spojrzała na mnie wściekła. Zrobiłam mimowolny krok w tył i złapałam za torebkę.
- Nie. Tak. Eh. Nie kochałem cię nigdy rozumiesz? - krzyknął sfrustrowany.
- Wiedziałam. Pozbędziemy się jej! Czuję, że to młoda wampirzyca, będzie łatwo - podeszła do mnie.
- Nie zbliżaj się - warknęłam mimowolnie.
- Przestań - warknął Zack. Złapał mnie za rękę i odsunął od Amber. Zasłonił mnie swom ciałem.
- Pożałujecie - krzyknęła i uciekła w głąb innego korytarza.
- Przepraszam cię za nią - odwrócił się i mnie objął.
- Nie szkodzi - oparł się brodą o moją głowę i westchnął. Potem zaprowadził mnie do głównej kwatery, gdzie poznałam wampirów naczelnych. Zrobili na mnie dużo milsze wrażenie niż ich poprzedniczka. Gdy skończyliśmy opowiadać o stowarzyszeniu ludzi walczących z wampirami i naszymi planami, było już blisko świtu.
- Zostańcie na czas dnia, nie macie wyjścia - westchnął Koren, jeden z naczelnych, zerkając na zegarek.
- Dobrze, ale chciałbym byśmy dostali jeden pokój - spojrzałam na niego zszokowana i czerwona. Wszyscy wokoło się zaśmiali i skinieniem głowy przyjęli jego prośbę.
Potem zaprowadzili nas do jednego z pokoi. Był przytulny  posiadał jedno małe łóżko i biureczko z szafą.
- Co to miało być?! - warknęłam, gdy juz nas opuścili.
- Przepraszam, że to tak zabrzmiało, ale boje się, że Amber może chcieć wykorzystać chwilę jak będziesz sama i coś ci zrobić - wyjaśnił z perfidnym uśmieszkiem.
- Jasne, wciskaj mi wciskaj - mruknęłam.
- Dobra, może nie koniecznie to był mój najważnejszy powód. Ale jeden z ważnych - roześmiał się.
- A jakie były najważniejsze? - spytałam, rozpuszczając włosy.
- A jak myślisz? - objął mnie w pasie. Poczułam jak całuje mnie w szyje. Jego ręce gładziły moje plecy.
- Czy już jest później? - zapytałam.
- A chciałabyś, żeby było? - spytał i warknął cicho, wpijając się w moje usta. Poczułam jak jego język zmusza mnie do pogłębienia pocałunku. Zrobiło mi się gorąco, przylgnełam do niego. Nagle ktoś zapukał do drzwi i wszedł. Chciałam odskoczyć od Zack'a, ale ten trzymał mnie mocno i obrócił przodem do drzwi a tyłem do siebe. Dostrzegłam Amber z wykrzywionymi w grymasie ustami.
- Mówiłeś "proszę"? - zapytałam perfidnie chłopaka, igrając z dziewczyną. Roześmiał się.
- Nie przypominam sobie, pewnie byłem bardzo zajęty - mruknął i pocałował mnie w szyje, łaskocząc przy tym językiem. Westchnęłam z napięcia.
- O tak, musiałeś pewnie za nią nadrabiać, widać, że nie umie się dobrze... - odchrząknęła, patrząc porozumiewawczo na Zack'a, który obojętnie to przyjął.
- A co? Masz doświadczenie? No skoro masz między nogami autostradę... - powiedziałam mimochodem. Chłopak parsknął w moje włosy a Amber zrobiła się czerwona z oburzenia.
- Suka - rzuciła i wyszła, trzaskając drzwiami. Poczułam, jak ręce Zack'a zaczynają badać całe moje ciało. Zadrżałam.
- To chyab nie najlepsza pora - mruknęłam, patrząc na drzwi.
- Masz rację, ale tak trudno mi się powstrzymać... - wyszeptał do mojego ucha.
- Stój spokojnie, a nie wbije mu kołka w serce - usłyszałam cichy, mroczny głos, który od razu poznałam...

czwartek, 2 sierpnia 2012

Rozdział 6

- Jestem brudna? - spytałam z nadzieją. Roześmiał się.
- Niee, myśl dalej - nachylił się. Moje serce momentalnie przyśpieszyło i zdolność logicznego myślenia przepadła.
- Eeee... Ale... - próbowałam się bronić. Spojrzał mi głęboko w oczy.
- Nie broń się przed tym - wyszeptał.
- Nie bronie ... - oburzyłam się i próbowałam wyślizgnąć.
- A to co ma być? - zaczął mnie łaskotać.
- P-p-puszczaaaj - śmiałam się. Nagle przestał i rozejrzał się uważnie po mieszkaniu.
- Ktoś jest w mieszkaniu - wyszeptał i podniósł się szybko. Zaalarmowana podniosłam się za nim. Faktycznie, usłyszałam oddech, a nawet więcej, wokoło domu.
- O nie... - jęknęłam.
- Chyba nam nie uwierzył - mruknął Zack.
- To nie on - powiedziałam, gdy za oknem rozpoznałam jedną z ludzkich twarzy.
- A kto?
- Mój były chłopak - mruknęłam i w tym momencie drzwi się otworzyły a przez nie wszedł wysoki blondyn ze szramą na pół twarzy, która nadawała mu groźny wygląd. Jego ciemno niebieskie oczy świdrowały mnie, by zaraz potem przenieść się na Zack'a.
- Teraz się z wampirem bujasz? Nisko upadłaś - roześmiał się, chłopak obok mnie chciał zakryć mnie swoim ciałem, ale mu nie pozwoliłam. Podeszłam do Brad'a i wymierzyłam mu siarczysty policzek.
- Mówiłam ci już. Nie waż się wracać, pamiątka nie wystarczyła za przestrogę? - wskazałam jego szramę. Zrobiłam ją nożem, gdy próbował mnie zgwałcić.
- Jak widać nie. Jeszcze raz mnie dotknij to połamie ci te wampirze rączki. Widziałem cie, po cholerę się do nas zwracasz o pomoc. Czyżby twój nowy koleżka pragnął cię skrzywdzić - roześmiał się gardłowo.
- Nie bardziej niż ty - krzyknęłam.
- Wyjdź - usłyszałam zza siebie, po plecach przeszły mi ciarki. Ton głosu Zack'a był nie do wytrzymania, dookoła zrobiło się ciemno, światła zamrugały i zgasły. Brad ucichł.
- Nie rozkazuj mi wampirze. Mam w dupie takie gryzonie jak ty - powiedział obojętnie.
- Wyjdź, albo cię wyniosę. Martwego - ostatnie słowo zadźwięczało mi w uszach. Cofnęłam się i oparłam o ścianę.
- To nie ja zaraz będę martwy, tylko ona - Zauważyłam błysk przed sobą, a potem ktoś pociągnął mnie w drugą stronę. Obok mnie w ściane wbił się srebrny kołek. Usłyszałam warknięcie i cień obok mnie rzucił się na przybyłego. Otępiona zamrugałam. W momencie gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zarejestrowałam, że ludzie Brada, próbują dostać się do mieszkania. Zacisnęłam pięści i ruszyłam na nich. Jednego wchodzącego oknem, potraktowałam z buta w twarz, a ten odleciał do tyłu. Zatrzasnęłam okno. Większość nie robiła sobie takich problemów i napływała drzwiami. Zatrzasnęłam je, i porywając z blatu nóż, zamierzyłam się. W ostatniej chwili zauważyłam jak w moją stronę biegnie niski brunet. Zatrzymałam jego rękę, przed swoją klatką piersiową. Poczułam ogromny ból w dłoniach, gdy złapałam za srebro. Z całej siły odrzuciłam go do tyłu, a on uderzył o drzwi z łoskotem. Ręce mnie piekły ale zdążyłam się uchylić przed kolejnym atakiem. Złapałam za szklaną figurkę i roztrzaskałam ją na głowie innego. Opadałam z sił. Nagle poczułam jak pali mnie bok. Z rykiem kopnęłam kobietę stojąca za mną i upadłam. Jęczałam z bólu. Ku mojej radości, wszyscy się wycofywali. Przytomni wytargali na zewnątrz kompanów. Potem podbiegł ktoś do mnie, złapałam za jeden z odłamków figury, ale wypuściłam ją z rąk, gdy dostrzegłam że to Zack.
- Nic ci nie jest? - z jękiem wskazałam na bok i dłonie. Warknął i wstał. Potem przytargał do mnie na wpół przytomnego Brada. Odsłonił mu szyje.
- Pij, krew cię wyleczy - otworzyłam szeroko oczy i pokręciłam głową. Nie byłam w stanie sę ruszyć. Ten złapał za odłamek i zadrapał nadgarstek Brada.
- Bardzo nisko... upadłaś - wychrypiał chłopak. Wkurzyłam się i wbiłam kły w jego nadgarstek pijąc łapczywie. Wiedziałam, że robiąc to w ten sposób zadaje mu ból. Miałam to gdzieś. Gdy poczułam przyjemne ugaszenie pożaru w gardle i miejscach skaleczenia, odepchnęłam go od siebie. Stracił przytomność.
- Żyje, co z nim zrobimy? - zapytał mnie Zack.
- Wypuść go - powiedziałam. Wytargał go na zewnątrz a ja przeniosłam się na kanapę. Czy miał racje? Upadłam aż tak nisko. Nie. Ratowałam przyjaciół i wrogów, gdy on ich zabijał. To ja byłam po dobrej stronie. Do domu wszedł Zack i skierował się do łazienki by umyć ręce z krwi. Podniosłam się i zaczęłam sprzątać bałagan. Po kilku chwilach poddałam się, bo tego było za dużo. Stanęłam i wpatrywałam się w srebrny kołek w ścianie. Był rozmiarów mojej ręki. Podejrzewam, że gdybym dostała tam, gdzie napastnik zamierzał, umarłabym. Ciarki przeszły mi po plecach, wzdrygnęłam się. Nagle poczułam jak ręce chłopaka obejmują mnie w pasie i przyciągają do siebie. Pozwoliłam mu na to.
- Mało brakowało - wyszeptałam i przylgnęłam do niego.
- Nie dam cię skrzywdzić nikomu - powiedział złowróżbnie. Przypomniałam sobie jego ton do Brad'a.
- Co miałaś na myśli mówiąc, że nie krzywdzę cię tak jak on? - zapytał cicho.
- Próbował mnie zgwałcić i oberwał nożem - skróciłam historię. Spiął się.
- Jesteś pewna, że mam go tam zostawiać? - spytał wściekle, odwróciłam się, patrząc mu głęboko w oczy.
- Tak, wolałby umrzeć, nie dostanie tego przywileju - mruknęłam i spuściłam wzrok. Zack dotknął mojego policzka.
- Teraz jesteś brudna - wymruczał. Temperatura w pokoju nagle wzrosła. Powoli uniosłam wzrok i napotkałam ciemne, mocne spojrzenie, bardzo blisko mnie. Zaczęłam szybciej oddychać, serce waliło mi jak młotem. Pchnął mnie lekko na ścianę za mną, obok kołka. Ale przestałam o nim myśleć gdy sam Zack przysunął się, przyciskając mnie do niej. Jedna jego dłoń zawędrowała na moje plecy pod bluzką a druga objęła za szyje. Oparłam ręce na jego torsie. Westchnęłam, na co on warknął wpijając się w moje usta. Całował mnie głęboko, czułam jakbym traciła grunt pod nogami. Jęknęłam i moje ręce zawędrowały pod jego bluzkę. Przycisnął mnie jeszcze bardziej i pogłębił pocałunek. Praktycznie jęknęłam mu w usta. Zetknęliśmy się biodrami i poczułam, że jak zaraz tego nie przerwę to nie ma mowy, żebyśmy cos załatwili tej nocy.
Nagle on, jakby czytał mi w myślach, oderwał się ode mnie i oparł ręce po obu stronach mojej głowy, spojrzał na mnie gorącym spojrzeniem.
-Mamy świat do uratowania - pokiwałam głową, nie ufając głosowi. On wziął wdech i uśmiechnął się.
- Z czego się cieszysz? - zapytałam nagle. Gdy napięcie trochę opadło.
- No bo widzisz. Gdy się nie opierasz, może być bardzo przyjemnie - wymruczał. Zrobiło mi się gorąco.
- Chodźmy już - popędziłam go.
- Jeszcze chwila - złapał mnie w pasie i pocałował raz jeszcze, tym razem delikatnie, by po chwili mnie puścić.
- Ruszamy - zawyrokowałam.

Rozdział 5

- Dobra, dużo tam masz? - zapytał mnie Zack, późnym wieczorem.
- Nawet, a ty? - pokazałam mu do połowy zapisaną kartkę. Przeleciał wzrokiem po nazwiskach i adresach przebywania.
- Ja skupie się na znalezieniu dobrych wampirów i odwiedzę Szkolenie Przeciw Wampirze, o tak to się nazywa. Ty zostaniesz...
- Nie. Ja pojadę do stowarzyszeń ludzkich. Chce wszystkich zjednoczyć - przerwałam mu.
- Spotykamy się tu dwie godziny przed świtem, jak nie będzie mnie to uciekaj, a jak nie będzie ciebie, to jadę cię szukać, jasne? - spytał, trochę zbyt ostro. Pokiwałam głową, nie chcąc go złościć.
- Trzymasz się? - spytał, gdy dawał mi kluczyki. odsuwałam od siebie myśl o wampiryzmie, ale ona uparcie powracała. Jeszcze nie wiedziałam jak postąpię, ale wiedziałam, że na razie muszę się skupić na walce.
- Tak - odparłam i chwyciłam za klucze, muskając dłoń chłopaka. Powstrzymałam się od przytulenia do niego, tylko wsiadłam do jednego z dwóch aut. Miał przyciemniane szyby i fajne radio. Puściłam muzykę i ruszyłam. Spojrzałam w lusterko. Zack stał z zwieszonymi rękoma, smutno wpatrując się w tył samochodu.
              Wzięłam głęboki wdech i dodałam gazu, śmigając przez ulicę. Dobrze znałam tą okolice, chodź nie wyglądała jak kiedyś. Zaparkowałam obok starej szkoły i wysiadłam, rozglądając się. Nikogo nie zauważyłam, wyjęłam z bagażnika wcześniej zrobione wielkie zakupy i podkradłam się do budynku. Zostawiłam podarunek przed wejściem i wspięłam się do okna, przez które mogłam zobaczyć śpiące o tej porze dzieci. Wyglądały słodko jak zawsze, w głębi pomieszczenia spała Anne. Uroczo uśmiechała się przez sen i słyszałam jak mamrotała moje imie. Łzy podeszły mi do oczu. Zacisnęłam powieki, nie pozwalając im popłynąć. Wróciłam do samochodu. Ruszyłam na zachód, gdy dojechałam do wielkich hangarów. Zwolniłam i wypatrywałam tych szczególnie oznaczonych małymi literkami PW - pogromcy wampirów. Odnalazłam dwa. Wysiadłam i z obawą zapukałam.
- To ja Rose - mruknęłam, wiedząc, że niedaleko siedzi strażnik, mimo wampirzym zmysłom, ciężko mi było go zlokalizować. Uśmiechnęłam się, dobrze się maskują.
- Hasło ?! - warknął ktoś.
- Kołek w serce to za mało - wyrecytowałam. Drzwi otworzyły się ciężko, dwoje mężczyzn przyjrzało mi się nie ufnie, uzbrojonych po zęby.
- Jestem wampirem, ale jestem po waszej stronie - powiedziałam głośno. Zapanował chaos, kilku strażników wyskoczyło ze środka, celując we mnie, a kilka innych cofnęło się z przerażeniem.
- Spokój! - usłyszałam władczy głos i uśmiechnęłam się mimo woli.
- Kope lat, Edwin. Jak leci? - zapytałam. Z ciemności wyszedł wysoki, dobrze zbudowany szatyn. Krótko obcięte włosy fruwały pod wpływem wiatru w nieładzie. Ubrany w skórę, pod którą zapewne kryło się wiele kołków ze srebra.
- Żyję, ale jak widać ty już nie - mruknął i skrzywił się.
- Daj spokój, to nadal ja. Możemy porozmawiać?
- Przecież rozmawiamy - wypuściłam ze złością powietrze, miałam jedną noc, a nie wiadomo ile już czadu straciłam.
- Na osobności - ludzie wokoło nas łypnęli na mnie ostrzegawczo.
- Oczywiście - gestem zaprosił mnie do środka. W jego gabinecie, jeśli można tak nazwać odosobniony kąt, zakryty stosem kartonów, opowiedziałam mu całą historię.
- Hmm. Nienawidzę cię takiej, ale potrafię to zrozumieć. Niestety myślę, że plan nie wypali. Omotał cię, nie ma mowy, żebym poświęcił wszystkich, przykro mi, Rose - mruknął.
- Nie omotał mnie. Wybacz, ale musisz mi pomóc. Inaczej sami nie damy sobie rady, jak chcesz ich pokonać? Trzeba wzniecić wspólne powstanie, inaczej nie mamy szans! - podniosłam głos.
- Oczywiście że nie, ale nie będziemy współpracować z bestiami -  żachnął się.
- Nie wszyscy są tam bestiami. Ludzie dzielą się na dobrych i złych, sam mnie tego uczyłeś. Tak samo wampi...
- Nie! Nie porównuj ich do nas, skurwysyni nas pozabijali, przegrupowali, na razie jestem zbyt zajęty walką o przetrwanie, żeby ryzykować tak wiele, ja mam na sumieniu tych ludzi! - machnął ręką w bliżej nie określonym kierunku. Od zawsze był dla mnie jak starszy brat. Opiekował się mną, zmienił się nie do poznania.
- Boisz się zaryzykować, taka prawda - mruknęłam i wstałam. On również się podniósł.
- Oczywiście, że się boję. Nie przyczynie się do całkowitego upadku ludzkości!
- Już się do tego przyczyniasz - rzuciłam mu na prowizoryczny stół kartkę papieru.
- Ratuje nas - fuknął wściekły.
- Ratujesz swoją dupę, a nie nas, wyginiemy jeśli czegoś nie zrobimy - krzyknęłam.
- Raczej ja wyginę, dla ciebie to bardzo wygodne, bo jak by to się nie potoczyło to zostajesz po wygranej stronie, nie należysz już do nas - po chwili uświadomił sobie jak bardzo mne zranił. Jego rysy złagodniały.
- Ale moja siostra tak - odwróciłam się, próbując ukryć łzy w oczach, niestety nie udało mi się to.
- Rose...
- Zadzwoń jak zmienisz zdanie - spojrzał na kartkę a ja ruszyłam ku wyjściu.
- Nie miałem tego na myśli - bronił się idąc za mną.
- Miałeś, oboje dobrze to wiemy, ale jak nie wygracie, ja również ucierpię życiem - celowo powiedziałam o nich jako innym gatunku. Tak było. Nie byłam już człowiekiem. Wyszłam z hangaru i podbiegłam do auta z wampirzą prędkością, by nie mógł mnie dogonić. Wsiadłam  odjechałam. Straciłam mnóstwo czasu, bałam się, że nie zdążę na czas. Dociskałam gaz, gdy uświadomiłam sobie, że nadchodzi ranek. Spóźniałam się o dobre kilkanaście minut. Nagle drogę zajechał mi inny samochód. Odbiłam w bok, hamując. Oddychałam ciężko. Mało brakowało, a doszło by do wypadku. Nagle od strony kierowcy zauważyłam mężczyznę.
- Jak jeździsz, głupia suko?! - usłyszałam i nagle obcy wyrwał drzwi i odrzucił je za siebie. Krzyknęłam.
- Zostaw... - jęknęłam przerażona.
- Zapłacisz mi za to! - krzyknął mężczyzna. Wyciągnął ręce w moją stronę, ale nagle zamarł. Osunął się na ziemię, a nad nim stał Edwin. Z pleców leżącego wystawał srebrny kołek.
- Co ty tu..? - zaczęłam.
- Też posiadamy szybkie samochody. Chciałem cię sprawdzić, chodź, nie ma czasu - poderwałam się z miejsca i usiadłam w aucie przyjaciela. Ruszyliśmy, pokazywałam mu drogę, błagając by się pośpieszył. Byłam półgodziny do tyłu. Chwile potem wpadliśmy razem do mieszkania, z którego wyjechałam.
- Zack?! - krzyknęłam. Zmaterializował się obok mnie.
- Całe szczęście, nic ci nie jest. Martwiłem... - urwał, gdy dostrzegł Edwin'a.
- To jest dowódca Pogromców Wampirów, ludzkich - kiwnęłam na niego.
- Rozumiem, co was zatrzymało? - spytał i zmrużył oczy.
- Jakiś wampir, próbował zabić Rose, bo w nią wjechał - Zack momentalnie otaksował mnie wzrokiem, sprawdzając czy nic mi nie jest. Jego mina wyrażała głębokie zmartwienie.
- Zabiłem drania - dodał mój przyjaciel.
- Masz u mnie ogromny dług wdzięczności - powiedział wampir. Niedługo potem usiedliśmy i omówiliśmy jeszcze raz nasz plan. Był już środek dnia, gdy Edwin postanowił wracać.
- Zastanowię się jednak nad waszą propozycją, a co z...?
- Większość wampirów jest za powstaniem, zdążyłem już złączyć dwa bractwa, które działają przeciw RWD. Opowiadają się po naszej stronie - odparł.
- Dobra, ja wrócę i pogadam z moimi dowódcami. Zadzwonię - już miał wyjść, ale podszedł do mnie.
- Uważaj na siebie - odparłam.
- Wiesz, że nie chciałem cię urazić, prawda? Nie chce zepsuć tego co było i mam nadzieje jest między nami. Zawsze będziesz moją małą Rose, nie ważne czy mała gówniara, czy wampirzyca, zdajesz sobie z tego sprawę? - zapytał, kładąc mi ręce na ramionach.
- Tak, dziękuję, to dużo dla mnie znaczy - przytuliłam go i wyszedł.
___
- Od jak dawna się znacie? - zapytał mnie Zack, gdy zapadał wieczór, a my byliśmy kompletnie wykończeni planowaniem.  
- Od dziecka, był dla mnie jak starszy brat - uśmiechnęłam się. Wampir jednak nie zdążył ukryć swojego wyrazu twarzy.
- Rozumiem...
- Jesteś zazdrosny! - wybuchnęłam śmiechem.
- A tak, jestem. Zadowolona? - siedział na kanapie a ja leżałam oparta o zagłówek, trzymając swoje własne nogi na jego kolanach.
- Każda kobieta była by zadowolona - mruknęłam.
- Ale ja pytam o ciebie. Czy ty jesteś zadowolona - udałam, że się zastanawiam, połaskotał mnie, dla popędzenia.
- Dobrze już dobrze - zachichotałam - Tak, jestem wręcz zachwycona - uśmiechnęłam się promiennie.
- To bardzo dobrze.
- Dlaczego? - spytałam zaciekawiona.
- Bo to znaczy, że jednak coś do mnie czujesz - spojrzał mi głęboko w oczy. Zrobiłam sę czerwona.
- Już późno, zaraz wyruszamy dalej - zmieniłam temat i wstałam.
- Nie możesz wiecznie uciekać - powiedział. A właśnie, że mogę, pomyślałam.
- Nie uciekam, zbieram się, bo są w tym momencie ważniejsze sprawy - krzątałam się po pokoju, bez celu, on tylko przypatrywał mi się rozbawiony.
- Jeszcze godzina, co takiego chcesz robić? - spytał przebiegle.
- No wiesz... To i tamto... - mruknęłam.
- Patrz tu jest coś do zrobienia - powiedział poważnie.
- Gdzie? - spytałam z ulgą, podeszłam do niego. Ten ni stąd ni zowąd rzucił mnie na kanapę i pochylił się nade mną.
- Tutaj - dotknął palcem moich warg.